Wyjazd służbowy do Chin. Spakowałem koszule, garnitury, krawaty no i oczywiście kije golfowe. Plan prosty : przez Pekin (LOT-em) do Szanghaju – tam cztery dni pracy i dwa dni golfa; powrót do Pekinu – tam jeden dzień pracy i trzy dni golfa i zwiedzanie.

   Podniecenie duże, bo nigdy nie byłem w Chinach.

To trzeci co do wielkości kraj na świecie (po Rosji i Kanadzie), ale z największą liczbą ludności – prawie1,4 mld.

To też jedyne imperium na świecie istniejące od 4 tys. lat, choć z okresami wzlotów i upadków. Po wojnie domowej (1946-1949) Mao Zedong proklamował utworzenie Chińskiej Republiki Ludowej, a Czang Kaj-szek zbiegł na Taiwan proklamując utworzenie Republiki Chińskiej.

To też druga, co do wielkości, potęga gospodarcza świata z największym wzrostem produktu krajowego.

   Wylądowałem koło 6 rano i ze spokojem, mając niecałe trzy godziny na następny samolot, poszedłem na kawę. Niestety, trzy godziny zmieniły się w jedenaście godzin oczekiwania, bo z powodu monsunu Szanghaj zamknął lotnisko. Szok pierwszy – pani w informacji na międzynarodowym lotnisku Beijng (Pekin) nie mówi po angielsku. Chciałem, jak mi poradzili Anglicy, odebrać bagaż i zamiast czekać na samolot pojechać super szybkim pociągiem (400 km/h) ponad 1.200 km w 5 godz., ale w końcu myśląc o taszczeniu walizki, kijów i torby podręcznej z lotniska na dworzec, potem do pociągu itd., zdecydowałem w końcu czekać jednak na poprawę pogody nad Szanghajem i lot samolotem. Źle zrobiłem, bo dotarłbym na miejsce wcześniej i zobaczył z okien pociągu kawałek kraju. W końcu jednak wylądowałem w Shanghai Hongqiao (wymawia się Hunciao) i taksówką dotarłem do hotelu.

Shanghai to największe miasto w Chinach – 15 mln ludności. Zaraz po nim jest Beijng 12 mln. i Chongqing (miasto w środkowych Chinach, blisko Zapory Trzech Przełomów na rzece Jangcy). Wielka Tama to największa i najdroższa (37 mld. $) inwestycja człowieka w pojedynczy projekt budowlany. Budowa trwała 13 lat, a kolejne – 4 napełnianie zbiornika. Przesiedlono 1,3 mln ludzi, a ciężar wody w zbiorniku sprawił, że oś obrotu Ziemi przechyliła się nieco, przesuwając biegun geograficzny o 2 cm, a doba wydłużyła się o 0,06 mikrosekundy‪.

Shanghai to ogromna, szybko rozwijająca się aglomeracja z jednej strony o historii ponad 1000 lat, a jednocześnie z dwoma najwyższymi budynkami w Chinach : Shanghai Tower – 632 m. i World Financial Center 492 m. Szok drugi – nie ma miliona rowerów, co wydaje się być standardowym wyobrażeniem Europejczyka o Chinach. Praktycznie w ogóle ich nie ma, bo Chińczycy przesiedli się na samochody.

Jest ich więcej niż milion, więc korki są gigantyczne, a tablice rejestracyjne sprzedaje się na specjalnych aukcjach, gdzie ceny za rejestrację samochodu dochodzą do 20 tys. $. Dojazd z targów do hotelu (ok. 15 km potrafił nam zając 3 godz., a dojazd   wieczorem do downtown, około 20 km ponad półtorej godziny.  Taksówki są tanie, można się targować, ale trzeba uważać bo taksówkarze oszukują. W obiegu jest dużo fałszywych banknotów o nominale 100 renminbi (yuan). Dajesz taksówkarzowi taki banknot, żeby Ci wydał resztę, a on go zwraca i mówi, że poprosi o inny bo ten co mu dałeś jest fałszywy. Tylko, że prawda jest taka, że to taksówkarz podmienił banknot i oddał Ci fałszywy. Ludzie są życzliwi i sympatyczni, ale szok trzeci – nikt nie mówi po angielsku wliczając concierge w pięcio-gwiazdkowym hotelu. Nie przywiązują też kompletnie uwagi do stroju. Luźne spodnie i koszula są standardem, nawet na oficjalnych spotkaniach. Byłem chyba jedynym, który występował w garniturze, pod krawatem. Zwracają uwagę powszechne brudne buty i bardzo często zęby w fatalnym stanie – jak w Polsce w latach osiemdziesiątych.

   Golf w Chinach.

Niektórzy uważają, że kolebką golfa jest Szkocja. Chińczycy twierdzą, że golfa wymyślili oni. W książce Dongxuan, jej autor Wei Tai opisuje grę „Chuiwan” o zasadach rzeczywiście podobnych do współczesnego golfa. A miało to miejsce za czasów Dynastii Song, około roku 1000 n.e.

Po 1949 r. komunistyczne Chiny zakazały golfa, jako sportu burżuazyjnego. Zakaz zniesiono w 1984 r.

W Chinach jest ponad tysiąc pól golfowych. Od 2004 r. ich ilość się potroiła. Ciągle powstają nowe, choć obecna linia partii jest temu przeciwna i ostatnio z dużym nagłośnieniem zamknięto 66 pól (ponoć wybudowanych nielegalnie).

Mimo to golf jest niezwykle popularny w Chinach. Ocenia się, że graczy rozgrywających co najmniej 8 rund w roku jest ponad 400 tys., a kilkoro z nich z powodzeniem rywalizuje w PGA Tour, jak choćby Liang Weng Chong czy rewelacyjny 14-latek grający (jako najmłodszy w historii) w The Masters na Augusta w 2013 r. Guan Tianlang, o którym sam Tiger Woods wypowiadał się z uznaniem.

   Przeszukując sieć w celu znalezienia najlepszych pól w okolicach Shanghai najczęściej trafiałem na Shanghai Sheshan International GC, oceniany w różnych rankingach jako 3 – 6 pole w Chinach. Niestety okazało się, że od niedawna klub zamknięto tylko dla członków i pomimo moich wysiłków, nie udało mi się tam zagrać.

Natomiast w zestawieniu najlepszych pól w okolicach Shanghai znalazłem  Sun Island Golf Resort & SPA z dwoma 18-sto dołkowymi polami Old & New Course. Wg US Golf Digest – top 10 golf resorts in China. Po czterech dniach pracy spakowałem więc rzeczy i przeniosłem się o godzinę drogi na południowy zachód od Sofitel Shanghai Sheshan Oriental do resortu. To nie była dobra decyzja. Resort nawet ok, dość porządne domki w zabudowie szeregowej z busikiem dowożącym do club house. Ale  w całym resorcie nikt (NIKT !!!) nie mówił po angielsku. Rozmowa tylko na migi. Jedna knajpa, dość podła, z alkoholi jedynie słabe wino (!!!) i nienajlepsze pola, choć cały resort na wyspie otoczony rzeką Huangpu, ładny. Jedna runda po południu na Old Course, druga rano na New Course i wylot do Beijng.

   Pekin. Tu zaopiekował się mną Marcin Studenny (członek klubu w Wierzchowiskach koło Lublina i jeden z współtwórców tego pola), sekretarz w ambasadzie Polskiej w Pekinie. Nie dość, że pomógł mi zarezerwować pięcio-gwiazdkowy hotel, z 50% zniżką (embassy rate) w samym centrum i to tuż przy ambasadzie, to poświęcił swój czas oprowadzając mnie po mieście, jego zabytkach i ciekawych miejscach. Graliśmy również razem w golfa.

   To zupełnie inne miasto niż Shanghai. Bardziej europejskie. Ludzie mówią po angielsku (przynajmniej w hotelu). Pierwszego dnia pojechałem oglądać fabrykę i na rozmowy biznesowe. Na moje pytanie dokąd jedziemy, znajoma Chinka powiedziała – takie miasteczko pod Pekinem. No i tak było – niewielkie miasteczko, niewiele ponad 2 mln. mieszkańców !!!! 30 km. od Pekinu. Potem już jednak tylko grałem w golfa i zwiedzałem. Zagrałem trzy prywatne, niedostępne dla gości z zewnątrz pola (również dzięki uprzejmości i rezerwacjom Marcina) : Topwin niedaleko Muru Chińskiego (choć mur widać tylko z kilku dołków), Beijng CBD i Bayhood No. 9. Wszystkie bardzo drogie (green fee od 300 do 500 $) i bardzo ekskluzywne.  Z Topwin pojechałem prosto po grze na Mur Chiński. To jeden z siedmiu  starożytnych cudów świata. Marzyłem żeby go zobaczyć i jestem zachwycony, że tam pojechałem. Robi kolosalne wrażenie. W Pekinie poszedłem zobaczyć plac Niebiańskiego Spokoju – Tian’anmen, Zakazane Miasto, pojechałem do hutongu – to takie dawne wioski w Pekinie (Hutong – tradycyjny chiński zespół szczelnie połączonych za sobą parterowych budynków). Budowane były na planie prostokąta, z wąskimi uliczkami, do których przylegają bramy wejściowe do siheyuan, czyli małych, wspólnych dziedzińców, wokół których ulokowane są parterowe zabudowania z nieotynkowanej cegły. Hutongi zazwyczaj nie posiadają sieci wodociągowej i centralnego ogrzewania, a mieszkańcy korzystają ze wspólnego wychodka na podwórzu.

Hutongi pojawiły się w Chinach w XII wieku i szybko upowszechniły się, gdyż stwarzały dobre warunki do obrony w przypadku oblężenia miasta i odpowiadały potrzebom patriarchalnego społeczeństwa. Sama nazwa Hutong pochodzi z języka mandżurskiego‪. Kiedyś były samowystarczalne dla mieszkańców w sensie własnej produkcji. Teraz są atrakcją turystyczną, praktycznie w centrum miasta.  Wieczorem w jednym z hutongów zdobyłem  się na odwagę i za namową Marcina zjadłem smażonego skorpiona popijając obficie wódką, choć na karalucha, węża i inne robactwo już się nie zdecydowałem. No i jeszcze dwie rzeczy z Pekinu – samochodów pewnie tyle co w Shanghai, ale korki choć mega ogromne, chyba mniejsze, bo cały Pekin oplatają obwodnice. Właśnie skończyli budować szóstą – długość 280 km i podobno mają zacząć budować siódmą. No i straszny smog. Pijąc kawę na 82-im piętrze nowoczesnego hotelu widziałem dobrze kilka najbliższych ulic. Reszta była zasnuta mgłą zanieczyszczeń.

   Jestem mega zachwycony z wyjazdu do Chin. Z tego, co widziałem i z pól, na których grałem. Wrócę tam jeszcze raz w tym roku i napiszę więcej.

Autor: Wojciech Pasynkiewicz

 

You may also like

5 Comments

  1. Świetna relacja. Kiedy byłam ostatni raz w Szanghaju nie grałam jeszcze w golfa. Ale jeden z moich kolegów kupił sobie kije i torbę. Wtedy myślałam co za wariat. Dzisiaj go rozumiem:-))) to prawda ze ludzie nie mowia po angielsku. W moim hotelu nie było tak złe. Ale miałam przygodę kiedy pojechałam do designer outlet pod Shanghajem ale wrócić juz nie mogłam. Miałam wizytówkę z adresem hotelu. Ale nikt nie umiał jej przeczytać! A było napisane hotel Sheraton:-) masakra. Jeździłam 3h Taxi. W końcu po ataku histerii wpadłam na pomysł zeby zadzwonic do znajomych zeby znaleźli Chińczyka mówiącego po polsku.:-))) bardzo inspirujące informacje. Znalazłam juz piekne pole przy polu ryżowym. Wyglada bajecznie. To bedzie cel mojej następnej podróży!

  2. Po polsku piszemy:
    – Szanghaj
    – Pekin
    – Czunking

  3. Trochę późno odpowiadam. Sorry i jeszcze nie jestem pewien, czy wszystko dobrze robię więc to jest na razie taki test
    wp

  4. Agnieszka : tak, tak w Chinach jest. Trzeba mieć adres napisany po “ichniemu” bo żaden taksówkarz nie przeczyta po ‘naszemu”

  5. Masz rację, ale jestem zwolennikiem używania nazw oryginalnych, albo angielskich

Comments are closed.