Na wstępie chciałam podziękować Wam Kochani, za tak liczne zainteresowanie moim pierwszym artykułem. Nie ukrywam, że obawiałam się tego, czy artykuł spotka się z aprobatą z Waszej strony. Ilość odsłon artykułu w ciągu pierwszego dnia to ponad tysiąc. Dla mnie to ogromny sukces. Było to tysiąc punkcików do szczęścia, a że prywatnie jestem osobą spełnioną i szczęśliwą, ta ilość odsłon podwyższyła to szczęście do poziomu euforii. Nie będę ukrywać, że za Waszą sprawą, tego dnia skakałam z radości, a przy każdym kolejnym komentarzu miałam łezkę szczęścia w oku. Jeszcze raz serdecznie dziękuję. Wasza obecność sprawiła, że moja motywacja i energia do działania wzrosły. Jeszcze bardziej podwyższyła się chęć do pisania kolejnym artykułów, do spotkań z Wami oraz w ogóle do działania, również na innych polach życia.

Co by było,  gdyby efekt był inny? Co by było, gdyby artykuł nie spotkał się z zainteresowaniem? Mogłabym się wycofać, stwierdzić, że się do tego nie nadaję. Przeprosić Wszystkich i usunąć się w cień. Co bym wtedy zyskała? Zapewne poczucie porażki oraz jeden krok w tył.  Nic bym nie zyskała. Mogłabym również wybrać drugą drogę. Wyciągnąć wnioski, podszkolić się, dać z siebie jeszcze raz tysiąc procent i spróbować opublikować drugi artykuł. Znając mnie, wybrałabym drogę numer dwa, gdyż nic mnie tak w życiu nie motywuje, jak porażka. Jaki z tego wniosek? Motywację można czerpać zarówno z sukcesów, jak i porażek. Ja osobiście każde niepowodzenie traktuję jak wyzwanie. Nawet staram się, nie używać takich słów, jak problem, porażka czy niepowodzenie, by ich nie kodować w swojej pamięci. Terminy te staram się zastępować słowem wyzwanie. Na szczęście motywacji do dzielenia się swoją wiedzą mam sporo i zamierzam ją dobrze wykorzystać. A zatem zaczynamy 🙂

Właśnie od motywacji postanowiłam zacząć nasz cykl #Mental golf, gdyż bez niej ani rusz. Gdyby nie motywacja, nie wstalibyśmy z łóżka, nie umylibyśmy zębów oraz nie dojechali na pole golfowe. To właśnie dzięki motywacji działamy. Ale cóż to takiego ta motywacja? Termin „motywacja” pochodzi od łacińskiego słowa „movere”, co znaczy „poruszać” i opisuje wewnętrzną siłę, która budzi nas do zachowania w określony sposób. Motywacja to chęć, motywacja to entuzjazm, motywacja to zapał. Skąd jednak wziąć taką motywację? W moim przypadku motywacją do pojechania na pole golfowe jest po prostu miłość do tego sportu. Myślę, że Wy Kochani macie podobnie. No dobrze, a co jeśli pada, jest ponuro? Czy równie chętnie wybieracie się na pole golfowe? Czy cel poprawienia swingu wygrywa z brzydką pogodą?

W 2009 brytyjski tenisista Andy Murray stanął do gry ze Szwajcarem Stanisławem Wawrincem. Upał sięgał 36 stopni Celsjusza, a odblaski słońca odbijającego się od dachu, rozwiniętego nad kortem, uniemożliwiały mu skupienie na piłce. Dodatkowo dźwięki z tłumu oraz wysoka wilgotność sprawiały, że mecz ten stawał się co raz bardziej morderczy dla Murraya. Nie przeszkodziło mu to jednak, zdobył punkty w zwycięskiej rozgrywce i zdobył po raz pierwszy Wimbledon. Nie było mu łatwo, ale mimo wszystko nie zabrakło mu motywacji. Kto wie, być może właśnie niesprzyjające warunki pogodowe oraz mocny przeciwnik sprawiły, że siła i motywacja tego zawodnika wzrosły.

Posiadanie wiedzy, o tym jak uruchamia się motywację, jest bardzo potrzebne. Zarówno w sporcie, jakim jest golf, jak i na innych płaszczyznach życia. Mamy wolny wybór, jedni wybiorą morderczy trening, inny zdecydują, że zostaną na kanapie z pysznym ciastkiem i ulubionym filmem. Jedni szybko nudzą się przy wykonywaniu tej samej czynności, inni są bardziej cierpliwi i wytrwali. Jedna osoba wycofa się przy pierwszej zadyszce, inna będzie działać do utraty tchu.

Motywacja każdego z nas składa się z trzech części, które są przyczyną różnic pomiędzy ludźmi w tej kwestii. Pierwszym komponentem motywacji jest ukierunkowanie, które oznacza skłonność do jakiejś aktywności, inaczej mówiąc, jest to miejsce, w które wysyłamy nasze wysiłki. Drugi komponent to wytrwałość. Wytrwałość to nic innego jak nasza chęć do kontynuowania czynności podjętej, aż do osiągnięcia celu, który sobie postawiliśmy. Trzeci komponent to intensywność, czyli ilość energii, jaką wkładamy w daną aktywność. Właśnie z tych powodów jeden człowiek jest bardziej zainteresowany intensywniejszymi treningami, podczas gdy inny będzie ćwiczył na pół gwizdka, zaraz po napotkaniu pierwszych trudności. Każdy z nas jest inny, każdy może być zmotywowany wewnętrznie do różnych typów wysiłku. Jeden może golfa traktować jak hobby i wychodzić na pole wyłącznie w celu gry towarzyskiej, podczas gdy inny będzie brał udział w każdym możliwym turnieju.

No dobrze, dobrze… Łatwo się pisze, łatwo się mówi, ale… Skąd wziąć tę motywację, gdy opadliśmy z sił, gdy chwilowo jej zabraknie, czy nie mamy jej w ogóle?

Odpowiedzi będzie dokładnie tyle, ile przyczyn spadku motywacji. Trzeba zatem zadać sobie proste pytanie: „Dlaczego?”.

Podam Wam Kochani przykład z własnego doświadczenia. W minioną niedzielę byłam na 16.00 umówiona na golfa. Tego dnia również pracowałam do 15.00. Mój dzień miał wyglądać tak, że od 11.00 do 15.00 siedzę w pracy, potem od razu jadę na 16.00 na pole. Tego dnia był morderczy upał, jak na tę porę roku wręcz zadziwiający. Wychodząc do pracy z polo na wieszaku, już czułam, że mi się nie chce…Ups… W pracy jak zawsze pracowicie 🙂 Z każdym kolejnym zadaniem operacyjnym moja energia malała. Zasadniczo o godzinie 15.00 najchętniej bym się ulokowała na kanapie, szczytem szczęścia z kubełkiem lodów i dobrym filmem. Mogłam odwołać spotkanie, mogłam powiedzieć, że jestem zmęczona. Mogłam kupić litrowe wiaderko lodów i szlochać przy dźwiękach „Casablanki”, ale tego nie zrobiłam. Dlaczego? Ano dlatego, że zastosowałam jedną technikę, która pomaga mi w zmotywowaniu siebie. I nie, że wyciągnęłam swój notatnik i szukałam narzędzia do tego, jak to zrobić. Nic z tych rzeczy 🙂 Mój umysł zrobił to sam, spontanicznie. Wyczuł, że mam chęć pojechać na pole, wyczuł również, że za prawą rękę mocno chwyta i ciągnie mnie leń. Mój mózg lenia nie lubi, często się kłócą 🙂 Mój mózg przemówił do lenia: „Bądź mądry! Ciągniesz ją do domu? Zapomniałeś już, jaka była szczęśliwa po każdej wizycie na polu golfowym? Zapomniałeś już, ile miała potem energii? Zapomniałeś jej różowe policzki i iskierki w oczach po każdym uderzeniu?”. Leń zdębiał, zrobiło mu się głupio… I smutno zarazem. Odszedł 🙂 Pojechałam na pole golfowe. Pot po czole mi spływał, trzy szczury puszczone po polu, „ulubiony dołek” z moim par 10 i na ostatnim dołku bogey oraz piękny zachód słońca. Tego dnia moja gra była jaka była, do ideału „troszkę” mi zabrakło 🙂 Natomiast zmęczenie połączone z endorfinami, świeże powietrze oraz gra, dały mi tyle radości, że uśmiech nie schodził mi z twarzy do końca dnia. Byłam wdzięczna swojej głowie za ten mądry dialog wewnętrzny, który tego dnia zawiódł mnie na pole, który mnie zmotywował. Jeśli taki dialog nie przychodzi Ci samoczynnie, bo nie zawsze tak jest, zapisz sobie tę metodę.  Odpowiedz sobie na pytanie, dlaczego w ogóle zaangażowałeś się w golfa? Jak się czułeś po zejściu z pola po świetnej grze? Przypomnij sobie wszystkie piękne chwile na polu golfowym. Jeśli jesteś zawodowym graczem, nacisk ze strony innych,  uzależnienie od nagród, czy też ich brak sprawia, że sport staje się mniej satysfakcjonujący, niż gdyby był uprawiany z czystej miłości do niego. Dlatego tak ważne jest ustalenie, dlaczego zajmujesz się sportem. Odpowiedź na to pytanie pozwala skutecznie uniknąć wewnętrznego konfliktu, pozwala metaforycznemu „leniowi” odejść, a Tobie sięgnąć szczytu.

W sporcie spotykamy się z dwoma rodzajami motywacji. Istnieje motywacja wewnętrzna oraz motywacja zewnętrzna. Opisany przeze mnie przykład z własnego doświadczenia, był przykładem motywacji wewnętrznej. Zawodnicy, którzy znajdują przyjemność w sporcie, uważają sport za ciekawy, pasjonujący, stymulujący, są zmotywowani wewnętrznie, bez zachęt w postaci nagród. Motywacja wewnętrzna jest bliska motywacji uczenia się nowych rzeczy. Potrzeby psychologiczne leżące u podstaw motywacji wewnętrznej to: potrzeba samorealizacji, potrzeba poczucia własnej kompetencji oraz potrzeba przynależności (posiadanie dobrych relacji z innymi ludźmi). Gdy potrzeby te są zaspokojone, motywacja wewnętrzna jest bardzo wysoka. Motywacja wewnętrzna jest moją ulubioną motywacją, pojawia się niekiedy spontanicznie. Kojarzy mi się  trochę z dzieciństwem, kiedy wychodziliśmy na podwórko grać w piłkę, klasy czy skakać na skakance i pochłaniało nas to całkowicie. Nie myślało się o obiedzie, nie myślało się, że jest się brudnym i spoconym. Wracało się do domu po zmroku, często obrywając za spóźnienie.

Jak  w przyrodzie, tak i w motywacji potrzebna jest równowaga. Z obserwacji naukowców wynika, iż sportowcy o najlepszych efektach motywacyjnych, posiadający świetną koncentrację, wytrwałość i pozytywne nastawienie, to ci, którzy są zmotywowani tak wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Czyli z jednej strony miłość do sportu, z drugiej perspektywa zwycięstwa i nagrody. Należy jednak pamiętać, że najważniejsza jest motywacja wewnętrzna, gdyż to ona pomaga przetrwać trudne chwile, to ona przypomina nam, że w tym wszystkim najbardziej liczy się przyjemność uprawiania sportu. Stare rosyjskie porzekadło mówi: „Trzeba mieć czas na wąchanie róż”!

Nieodłącznym elementem motywacji wewnętrznej jest tzw. „przepływ” (ang. flow). Flow to całkowite zatracenie, zanurzenie się w czymś. Mówi się, że coś nas pochłonęło bez reszty, do tego stopnia, że nie wiemy, kiedy minął dzień i nie słyszeliśmy telefonu. Jeśli ktoś z Was tak miał, to doświadczył wtedy stanu flow. Człowiek się wtedy wyłącza i staje się jednością z czynnością, którą wykonuje. Przepływ w środowisku sportowym jest uważany za niezwykle szczytowe doświadczenie. Termin „flow” często przez trenerów i sportowców jest zastępowany słowem „faza”. Taki stan sprawia, że jeszcze bardziej nam się chce, mamy więcej mocy do wytrwania w wybranej dyscyplinie. To optymalny stan psychologiczny oraz bardzo przyjemne doświadczenie. W literaturze znajdziemy wiele różnych technik pobudzania przepływu, ja pokażę dwie. Jedyne czego będziesz potrzebować to kartki oraz długopisu 🙂 Zatem zróbmy to razem 🙂 Ja też zrobię 🙂

Jak zwiększyć przepływ?

 

Ćwiczenie nr 1. „Planuj i notuj swoje postępy”.

 

Każdy na pewno słyszał, że żeby coś osiągnąć, trzeba wyznaczyć sobie cel. Oklepane, ale prawdziwe. Mówi się, że cele powinny być konkretne, osiągalne, mierzalne, zróżnicowane, osobiste… I tak dalej, i tak dalej.  O celach przeczytamy w niejednej książce, z niejednej dziedziny. Tak często podkreśla się ważność celi, że czasem ilość wiedzy na ten temat, miesza się z ich faktycznym ustaleniem. Wiem, że muszę wyznaczyć sobie cel… Mam cel… Ale czy oby na pewno? Czy na pewno jesteś przekonany, że wyznaczenie celu jest niezbędne. Znajdą się tacy, którzy niezachwianie wierzą w metodę wyznaczania celi. Znajdą się również i tacy, którzy nie widzą sensu w ich wyznaczaniu.

Ja, zanim przejdę do ćwiczenia właściwego, chciałabym mieć pewność, że wierzycie w to, iż wyznaczanie celi ma sens. Aby się o tym przekonać, wykonamy jedno ćwiczenie. Przygotujcie sobie dwa długopisy, ołówki albo patyczki. Połóżcie jeden patyczek na ziemi czy podłodze (od tego patyczka powinieneś mieć przed sobą, co najmniej 6 metrów wolnej przestrzeni). To będzie Wasz start. Ustawcie się tak, by stopy były na linii barków, kolana lekko zgięte, a ciało wypchnięte w przód. Z tego miejsca skoczcie w dal, najdalej jak potraficie. Zaznaczcie, gdzie skoczyliście, zmierzcie i zapiszcie wynik. Następnie, drugim patyczkiem zaznaczcie miejsce, do którego byście chcieli doskoczyć w drugiej turze skoków, przy założeniu, że chcecie skoczyć dalej. Wyznaczcie sobie cel 🙂 Skoczcie drugi raz. Zmierzcie wynik. Zakład o piłeczkę golfową, że drugi skok był dłuższy 🙂 To krótkie ćwiczenie pokazuje, jak ważne jest ustalenie celu. Najefektywniejszym sposobem na obieranie celów, jest wyznaczenie jednego, który będzie górował nad pozostałymi (np. zdobycie medalu na olimpiadzie), ale będzie podbudowany zamierzeniami średnio- i długoterminowymi.

A teraz z przekonaniem, że wyznaczanie celu ma znaczenie, przejdźmy do ćwiczenia właściwego. Ćwiczenie to polega na prowadzeniu dziennika treningów albo inaczej mówiąc dziennika aktywności. Może z początku wydać Ci się to upierdliwe, ale z czasem wejdzie w nawyk i zobaczysz, jak jest przydatne. W takim dzienniku sporządź listę celów, najlepiej by znalazły się one na pierwszej stronie (np. poprawienie techniki swingu). Następnie rozpisz strategię osiągnięcia tych celi. Jeśli jesteś na początku drogi, zapewne sam nie będziesz w stanie zaprojektować takiej strategii. Poproś o pomoc swojego trenera albo kogoś, kto już przeszedł tę drogę. Kolejna strona powinna się nazywać „Moje postępy”, tam będziesz zapisywać i monitorować swoje postępy. Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc będziesz obserwować, jak idziesz do przodu. Ważne jest by Twoje cele nie były nieosiągalne albo przeciwnie, zbyt łatwe. Nabierz nawyku sporządzania krótkich notatek przed treningiem i zaraz po nim, tak by Ci nie umknęły.

Oczywistym jest, że trenując będziesz robił postępy, ważne jest by je widzieć, gdyż one będą stanowiły o Twojej motywacji do dalszego samodoskonalenia się.

Pamiętam jak mój trener golfa nagrywał moje swingi. Pewnego dnia, kiedy trening szedł mi,  mówiąc delikatnie „tak sobie”, powiedziałam: ”Tyle się uczę i nic…”. Po pierwsze trener sprowadził mnie na ziemię, i z uśmiechem przypomniał, że uczę się od tygodnia 🙂 A po drugie, pokazał mi nagranie z moich początków, w którym ruch barkami był nijaki, z tendencją do podnoszenia się do góry i patrzenia na kij. Następnie pokazał mi nagranie z dnia, w którym wydawało mi się, że jestem ostatnią „melepetą”. Ku mojemu zdziwieniu swing był dużo lepszy, barki pracowały pełniej, a wzrok był skierowany na piłkę. Nie mogłam w to uwierzyć, gdyż wewnętrznie byłam przekonana, że idzie mi gorzej. Tylko dzięki tej video-notatce zobaczyłam swój postęp i nabrałam motywacji do dalszej nauki. Dlatego zachęcam gorąco do prowadzenia tego typu zapisków, będą one wspaniałym źródłem informacji zwrotnej dla Ciebie. Będą super motywacją oraz mogą być fajną pamiątką. Jak widać forma takich notatek może być różna.

 

 

Ćwiczenie nr 2. „Pogadaj z mądrym człowiekiem”.

Czasem zdarza nam się rozmawiać ze sobą. Osoba z boku pyta: ”Mówiłeś coś ”? Chętnie wtedy odpowiadamy:”A nie, nie … Rozmawiałem z mądrym człowiekiem ”. 🙂           I fajnie, bo pozytywny dialog wewnętrzny, to również klucz do dobrej motywacji. Pamiętajcie, że na tym świecie jest tylko jedna osoba, która kocha Was bezgranicznie i zadba o Was najlepiej. Tą osobą jesteś Ty sam. My sami dla siebie jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Znamy siebie najlepiej na świecie. Wiemy, co lubimy. Wiemy co nas śmieszy, a co smuci. Nikt nie zna nas tak dobrze. Nikt inny nie zatroszczy się o nasze dobro tak jak my sami. Jest jeszcze jedna kwestia, zawsze jesteśmy ze sobą. Wtedy kiedy stoisz na polu golfowym, masz do zagrania ostatni dołek, nikt się nie odzywa, jedyną osobą, która może Cię wesprzeć, jesteś Ty sam. Ty sam możesz dodać sobie otuchy. Ty sam możesz sobie przypomnieć wszystko, czego do tej pory się nauczyłeś i powiedzieć „Jesteś najlepszy! Dasz radę!”. Nie zapominaj o tym, nie zapominaj o sobie.

Wyróżniamy trzy podstawowe rodzaje dialogów wewnętrznych. Pierwszy to dialog zadaniowy, który dotyczy koncentracji na zadaniach, jakie stoją przed nami, sportowcami 🙂 Dialog zadaniowy dotyczy powtarzania sobie w umyśle wskazówek technicznych typu: „Ugnij kolana, pamiętaj o barkach, wahadło, tempo…”. Najczęściej powtarzanie wszystkiego tego, co jest istotne w danym momencie, a co często słyszało się na treningach od trenera. Taki dialog pomaga uporządkować myśli i skoncentrować się na najważniejszym. Przypomnieć istotne kwestie. Drugi typ dialogu to dialog nastrojowy, który wpływa na to, jak się czujemy. Pewna rugbystka wymyśliła tekst „Wham bam, thank you ma’am!” („Piłka z ręki, wielkie dzięki!”). Na własne potrzeby możemy sobie wymyślić swoją rymowankę, która powtarzana, skutecznie będzie nam poprawiać humor np.: „Piłeczka w dołeczku i w porządeczku”. Warto mieć kilka takich rymowanek, przygotowanych na różne okoliczności. Rymowanka, którą zaproponowałam może być  wykorzystywana, by przypomnieć sobie chwile sukcesu. Wyobraź sobie, że przez rok, za każdym razem, gdy trafisz do dołka, będziesz powtarzał ów rymowankę. Po takim czasie Twojemu umysłowi będzie się ona kojarzyła już tylko ze zwycięstwem, sukcesem oraz dobrym humorem. Możesz tę rymowankę wykorzystać, nawet gdy coś pójdzie nie tak, by po prostu poprawić sobie nastrój. Bądź by przypomnieć sobie zwycięstwo, które z czasem stanie się po prostu Twoim nawykiem. Tak, tak… Nie przesłyszałeś się, zwycięstwo może stać się nawykiem. O tym jeszcze będę pisała.

Trzeci typ dialogu wewnętrznego to afirmacja. Niektórzy śmieją się z tej techniki. Inni, jak chociażby Muhammad Ali z niej z powodzeniem korzysta, powtarzając sobie: „Jestem najwspanialszy”. Czemu nie wypróbować tej techniki? Nie mamy nic do stracenia, a do zyskania jest bardzo wiele. Joseph Goebbels powiedział: “Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”. I coś w tym jest. Ja na przykład często sobie powtarzam, że świetnie gram w golfa J. A co mi szkodzi? Gdy to wypowiadam, mam dobry humor, uśmiech pojawia się na twarzy, a w głowie jawi się obraz mnie na podium, z jakimś skromnym pucharem. Muhammad Ali wypowiadał swoje “Jestem najwspanialszy” tak często, że wierzyli w to nawet jego przeciwnicy. Ja wypowiadam swoje “świetnie gram w golfa” i póki co, w to wierzę 🙂 A ty co wypowiadasz lub co wypowiesz? Osobiście nie mam wątpliwości, że Ty też świetnie grasz w golfa i jesteś najwspanialszy 🙂

Buziaki i do następnego 🙂

You may also like

Comments are closed.