Z cyklu : golfowe przypowiastki

SPOTKAŁEM SZCZĘŚLIWEGO GOLFISTĘ

Zimno, wietrznie, piłka lata jakby miała dziewięćdziesiąt lat. Typowy późno jesienny dzień.

Stormy Monday, można by powiedzieć, ale to był wtorek.

Gram przykładnie, ale jakoś dziwnie – niedokładnie.

Tee shot z typu „ będzie Pan zadowolony” – nie lubię tego określenia – , a potem do wody.

Slice,  piękny approach i dla dobrego nastroju, trzy putty –  magia golfa.

Doczłapałem się jakoś do osiemnastego dołka, do przejścia dwie wody, kłopotu nie ma.

Jestem na drugiej wyspie, chcę atakować flagę, ale nie mogę.

Przede mną stoi golfista i co uderzy,  to piłka do wody, co uderzy to do wody.

Widzę, że moje czekanie na nic się zda, bo gość jakiś uparty. Podchodzę.

Już otwieram usta, żeby w miły sposób (w środku się gotuję), poprosić o przepuszczenie, nie mogę jednak wymówić słowa.

Facet świeci jakąś dziwną (niebiańską?) poświatą i ten uśmiech.  Zniewalająco ujmujący, jakby przed chwilą urodził mu się pierworodny.

Uderza, piłki toną, a on się uśmiecha.

Patrząc, niewidzącymi oczyma, na kolejny,  gruby jak główka kija, divot – zaczął swoją opowieść:

Zimno, wietrznie, piłka lata jakby miała dziewięćdziesiąt lat. Typowy późno jesienny dzień.

Stormy Monday, można by powiedzieć, ale to był wtorek.

Gram przykładnie, ale jakoś dziwnie – niedokładnie.

 Tee shot z typu „ będzie Pan zadowolony” – nie lubię tego określenia – , a potem do wody.

Slice, piękny approach i dla dobrego nastroju, trzy putty – magia golfa.

Doczłapałem się jakoś do osiemnastego dołka, do przejścia dwie wody, kłopotu nie ma.

Jestem na drugiej wyspie, chcę atakować flagę, ale nie mogę…..

Mam 90 m do dołka, przez wodę 60. I co uderzenie …woda.

Po trzeciej kąpieli kije fruwały dookoła i niecenzuralne słowa też fruwały – jeszcze wyżej.

I nagle…coś na mnie spłynęło, jakiś taki narkotyczny spokój. Głowę zaczęły wypełniać kojące poranione ego myśli :

Masz kochającą rodzinę

Jesteś zdrowy

Samochód ci się nie psuje

Kredyt spłaciłeś

Nawet twój pies cię nie gryzie

Więc tak stoję, uderzam i mimo, że topię piłki, czuję się szczęśliwym golfistą.

Wariat, pomyślałem i rezygnując z ataku na green,  z lekka wkurzony, szykowałem się do odejścia…

I nagle…coś na mnie spłynęło…

I tak stoimy przed wodą i uderzamy, a piłki tworzą piękne kręgi na spokojnym lustrze wody

– dwóch szczęśliwych golfistów.

 

szczęśliwy super golfista

jacek zaidlewicz

You may also like

1 Comment

  1. Na mnie w takich sytuacjach spływa spokojo-wkurzenie 😉 dziwne słowo, ale mam tak:
    Mam wspaniałą, wyrozumiałą żonę,
    Jestem zdrowy,

    Samochód się psuje (musiałem kupić nowy)
    Kredyty ciągle jeszcze do spłaty (doszedł nowy, bo samochód)
    Mój ukochany pies zdechł (w domu rodzinnym)

    Stanąłbym, przepuścił kilku grających, wziął trzy głębokie oddechy i zagrał bezpiecznie. Z drugiej strony do 130 m moja gra jest bardzo precyzyjna (choć tyle dobrego) więc w przedstawionej sytuacji nie miałbym problemu, ale jak znam życie 140 m przez wodę skończyłoby się właśnie tak 😉

    Fajnie spotkać szczęśliwego golfistę, nabiera się dystansu do własnej gry i potem już nawet lepiej idzie.

Comments are closed.