Nie będę wchodził w dywagacje, co można nazwać sztuką w XXI wieku
W znaczeniu artystycznym, jakkolwiek by patrzeć i cokolwiek by mówić, trudno golfa zaliczyć do działań twórczych, kreujących piękno, zmuszających do zastanowienia, zadumy, podziwu czy refleksji.
A jednak…
Bo z drugiej strony, finezja gry wielkich mistrzów tego sportu, architektura, design niektórych pól golfowych, widoki rozciągające się z nich, to przeżycia nie tylko emocjonalne, ale czasem wręcz duchowe bądź egzystencjonalne. A czyż nie o to między innymi chodzi w sztuce?…
Przesadzam? Nie wiem, może trochę? Ale piękno jest przecież pojęciem względnym, a sztuka jest wielowymiarowa. Kiedyś dostępna dla możnych tego świata, dziś stała się elementem naszego codziennego życia.
Grałem na wielu polach golfowych na świecie – konkretnie na 550 różnych, rozmieszczonych w 52 krajach.
Było wśród nich wiele takich, których praktycznie nie pamiętam, lub po prostu nie chcę ich pamiętać. Ot, takie zwykłe pola. Trochę tak jak w tym dowcipie, kiedy panowie po więcej niż kilku kolejkach postanowili wymienić się wrażeniami o intymnych miejscach swoich żon. Pierwszy powiedział: „Moja ma jak Paryż”, a na pytanie, dlaczego zareplikował: „Zawsze nieodgadniona, tajemnicza i kusząca”. Drugi przyrównał tę część ciała do Londynu i wyjaśnił, że zawsze jest lekko zamglona, a jednocześnie zaskakująca i prowokująca. Trzeci przyrównał ją do Sochaczewa, a na pytanie kolegów: „Dlaczego?” powiedział: „Nic ciekawego, panowie, zwykłe miejsce, jakich wiele na świecie”.
Było parę, no, może nawet trochę więcej niż parę pól golfowych, na których bez zastanowienia chciałbym zagrać ponownie. I było parę takich, gdzie stając z kijem nad piłeczką, przed kolejnym uderzeniem, patrzyłem na design pola i piękno otaczającej wokół przyrody i nie wiedziałem, co dalej robić – grać czy się gapić?
Architektura, design bez wątpienia są sztuką; dotyczy to nie tylko domów czy miast, ale również terenów zielonych. Wiedziano już o tym dawno, dawno temu. Wiszące ogrody królowej Semiramidy w Babilonie były jednym z siedmiu cudów świata starożytnego. Zbudowano je na polecenie wielkiego króla Nabuchodonozora II (604–562 p.n.e.), który podarował je swojej żonie Amytis. Słynny ogród wokół Wersalu, stworzony w XVII w. przez Ludwika XIV albo współczesne parki – Butchart Gardens w Vancouver, Keukenhof w Holandii, Kenroku-en w Japonii, te cuda natury stworzone ręką człowieka, można w jakimś sensie porównać do pola golfowego Augusta National w Georgii, w USA, gdzie design pola walczy o pierwszeństwo z zapierającym dech w piersiach pięknem krajobrazu.
Wizja i praca twórcy pola golfowego, o ile tylko ma zapewnioną przez inwestora swobodę działania (czytaj: budżet), mogą dać wspaniały efekt. To nie tylko rzeźba terenu – nachylenie i „pofałdowanie” fairwayów, umiejscowienie greenów, pagórki, stawy, rzeczki, rozmieszczenie i kształt bunkrów – ale również dróżki dojazdowe, mostki, fontanny, klomby kwiatów, nasadzenia i wiele, wiele innych drobiazgów. To tak zwana dbałość o detal, szczegół, tworzący spójną, piękną całość. W ten sposób kreuje się nie tylko wyzwanie sportowe dla grających, ale również ucztę dla oka oraz ukojenie dla duszy. Nie mogę nie dodać słowa o domu klubowym. Nie chodzi wyłącznie o to, by budynek był po prostu ładny, wkomponowany w otaczającą architekturę i pasujący do otoczenia. Równie ważna jest aranżacja przestrzeni w środku: recepcja, sklep golfowy, bar, restauracja, szatnie, nawet toalety. Znaczenie ma taras, z którego powinno się móc podziwiać greeny 9. i 18. dołka. Istotne są meble, stoliki, krzesła, fotele, dekoracje, wystrój sali i tarasu. Liczy się również dobór zdjęć, grafik, plakatów czy obrazów na ścianach. Nie można zapominać o pomieszczeniach klubowych, choć czasami dostępne są one tylko dla członków danego klubu. Sale powinny być nie tylko funkcjonale, ale również muszą tworzyć atmosferę, gwarantować przytulność, umożliwiać zjedzenie czy wypicie czegoś w większym gronie, żeby móc wymienić się emocjami z pola, po zakończeniu gry, ale jednocześnie zapewnić miejsce na pogadanie o życiu, rodzinie czy biznesie w mniejszym gronie, wypalenie cygara lub rozegranie partyjki backgammona.
Niewątpliwie takim przykładem architektury, designu pola i również domu klubowego jest Rosa Private Club w Konopiskach pod Częstochową.
Austriacki architekt pól golfowych Hans-Georg Erhardt stworzył masterpiece na wielkiej, praktycznie płaskiej polanie, a właściciel Arek Muś dba o to dzieło, jak o własne dziecko. Do tego rzędu perełek golfowych mogę dodać pole Castiglion del Bosco w Toskanii, a w szczególności dom klubowy zaprojektowany przez Chiarę Ferragamo, która użyła do jego budowy szlachetnego kamienia, drewna i szkła. Prostota i piękno, przy zachowaniu pełnej funkcjonalności.
Natura potrafi jednak sama zadbać o piękno pola i jego otoczenia. Naturalne ukształtowanie terenu jest ułatwianiem dla architekta, który musi tylko dopieścić szczegóły, nie niszcząc tego, co dawno temu stworzyły wulkany, lodowce i przyroda. Uwielbiam i cenię sobie pola położone wśród lasów, na pagórkach, z których czasem widok ciągnie się aż po widnokrąg: Casa Serena w Czechach, Adamstal w Austrii, Monte Rei w Algarve w Portugalii, Kraków Valley Golf & Country Club, Tobiano GC w British Columbia w Kanadzie, Rainbow Hills Golf Club w Indonezji.
Jeszcze lepiej prezentują się pola u podnóży wysokich gór. Grając w pełnym słońcu, przy temperaturze powietrza ponad 20 stopni i mając na wprost widok dumnie sterczących w kierunku nieba ośnieżonych szczytów, ma się wrażenie nierzeczywistości. Takim przykładem jest The Fairmont Chateau Whistler Golf Club, Royal Golf de Marrakech, Menara & Agdal Courses lub niektóre pola w Belek, w Turcji.
Przepiękne są pola położone nad brzegami jezior. Połączenie soczystej zieleni wijących się fairwayów i skrzącej tafli wody tworzy niezapomniane wrażenie. Na przykład Ullna GC i Bro Hof Slott, oba pod Sztokholmem. Zupełnie przeciwstawne, ale również efektowne wrażenia wywołują pola położone na pustyni jak np. WE-KO-PA lub TPC Scottsdale w Arizonie w USA, kilka pól w Dubaju i Newadzie. Crème de la crème – jak dla mnie – to pola na brzegach mórz. Zieleń i błękit, czyli najbardziej uduchowione i uspokajające kolory, ale przede wszystkim bezkres i bezmiar wody, aż po horyzont. La Cana, Corales, Punta Espada na Dominikanie, Anahita na Mauritiusie czy Almouj w Omanie. Lepsze mogą już tylko być pola położone nad morzem na klifach: Pebble Beach w Kalifornii, Thracian Cliffs w Bułgarii, Pinnacle Point w RPA, White Witch GC na Jamajce.
Są jednak tacy pośród nas, golfistów, którzy cenią sobie pierwowzór, jakim są pola links, wywodzące się z kolebki golfa, czyli Szkocji. Cechują się minimalną ingerencją człowieka w rzeźbę terenu, często są płaskie lub nieznacznie tylko pofałdowane, na wydmach, z wysokimi trawami rosnącymi po bokach fairwayów. To przede wszystkim Old Course w St. Andrews, miejsce, które dla odbijających białą piłeczkę jest tym, czym Mekka dla muzułmanów. Takich pól jest oczywiście dużo więcej na świecie, a ja cenię sobie Turnberry, Ailsa Course, Kingsbarns, Royal Troon, wszystkie w Szkocji, ale także Yas Links w Abu Dhabi, a nawet Zavidovo PGA National w Rosji.
Są jednak wyjątki. Podam przykłady dwóch pól golfowych, które nie są jakoś fantastycznie położone, ani nie mają spektakularnych widoków, a jednak obydwa znalazły się na czołowych miejscach w zestawieniu, które prowadzę.
To The Links w Fancourt Resort w RPA i Les Bordes koło Orleanu we Francji. Niewiele od nich odstają Modry Las koło Choszczna w Polsce i Penati Golf Resort pod Bratysławą na Słowacji, z dwoma osiemnastodołkowymi polami.
Grałem również na takim polu, które niekoniecznie wpisuje się w te wszystkie wymienione wyżej opisy, a i tak jest dla mnie fantastyczne – to Wolf Creek w Mesquite, Nevada, USA.
Położone in the middle of nowhere lub, jak mówi moja żona, „w dupie, na półce”, około 80 mil na północny wschód od Las Vegas jest swego rodzaju zjawiskiem. Otaczają i przecinają je wysokie wapienno-piaskowe wzgórza.
Podobno zaczynając budowę tego pola, pierwsze tony ziemi, będące podkładem pod fairwaye, zrzucano z helikoptera, bo nie było dojazdu. Nie ma tam spektakularnych widoków na okolicę, ale „nagie”, niczym nie obrośnięte wzgórza, rozdzielające kolejne dołki i wypiętrzone wokół pola, same w sobie tworzą widowisko. Raz są czerwone, raz żółte, a innym razem piaskowe, brązowe lub rdzawe. Wszystko zależy od godziny i kąta padania promieni słonecznych. Pomiędzy tymi wzgórzami ciągną się, pod różnym kątem i w różnych kierunkach, nieprawdopodobnie zielone fairwaye. Całość dopełniają dość liczne zbiorniki wodne, które, również w zależności od pory dnia, raz są zielone, a raz przeraźliwie błękitne, a także fantastyczne bunkry z białym piaskiem. Wszystko to razem tworzy taką feerię i paletę barw, że aż się człowiek uśmiecha sam do siebie ze szczęścia. Jeśli dodamy do tego design i jakość pola, to można odnieść wrażenie, że jesteśmy w golfowym raju
Jak mierzyć sztukę?
Czy ceną, którą nabywca płaci za dzieło, czy liczbą osób oglądających obraz, który nie jest i nigdy nie będzie wystawiony na sprzedaż, czy może liczbą widzów oglądających sztukę w teatrze, film w kinie, rzeźbę w przestrzeni publicznej?
Czy miliard widzów przed telewizorami lub ponad 100 tys. osób obserwujących na żywo turniej golfowy, czy główna nagroda dla zwycięzcy w wysokości 10 mln USD mogą się równać z rynkiem sztuki w sensie wartości?
Odpowiedź na podstawie danych rynkowych jest jednoznaczna. Nie, nie mogą. Rynek sztuki w 2020 r. wart był około 50 mld dolarów, wobec zaledwie 4 mld rynku golfa.
Czy jednak na tej podstawie można wyciągnąć wnioski lub wręcz czy można porównywać golf do sztuki?
Oczywiście, że nie.
Jakkolwiek by jednak na to patrzeć, cokolwiek by o tym mówić, to w sporcie też są artyści.
Jak inaczej bowiem nazwać Michela Jordana w koszykówce, Pelego, czy Leo Messiego w piłce nożnej, Rogera Federera w tenisie? Czy Jack Nicklaus lub Tiger Woods są od nich gorsi? Nie są. To artyści golfa w pełnym wymiarze tego słowa. Piękno gry, finezja, uderzeń, które przeszły do historii, ich postawa, zachowanie w pełni to potwierdzają, a ci sportowcy zasługują na takie określenie.
Golf jest też sztuką w samej istocie gry. To maestria skupienia, wyłączenia się z otaczającego świata, z chwilowej rzeczywistości. To gra umysłu, która wymaga pełnej mobilizacji, wyzbycia się emocji i ograniczenia wpływu otoczenia – innych graczy i widzów. Golf to sztuka, choć przez małe „s”, pokonywania własnych słabości, umiejętność akceptacji niedoskonałości gry, złych uderzeń, nietrafionych decyzji, popełnionych błędów.
Co więc robić – grać w golfa czy oglądać lub kolekcjonować sztukę?
Głupie pytanie, bo wszyscy wiedzą, że kawa nie wyklucza herbaty.
Jest oczywiste, że trzeba znaleźć czas na piękno, ale także na trudne, czasem wręcz kontrowersyjne dzieła, bo wizja i przekaz artysty nie muszą przecież być zgodne z naszymi upodobaniami czy potocznym poczuciem estetyki, a nawet pojmowaniem świata i rzeczywistości. Ważne jest tylko, abyśmy umieli wygospodarować na to czas lub pieniądze – a najlepiej jedno i drugie.
A golf?
Golf niech będzie uzupełnieniem naszego życia, codziennego i artystycznego.
Grajcie w golfa, bo golf jest piękną grą.
Zapewniam was i pozdrawiam
PASYN
Instagram: Traveling4golf
Facebook: Fanpage – Pasyn travelling4golf
Twitter: Pasyn1
E-mail: w.pasynkiewicz@upcpoczta.pl