MAGICZNE MIEJSCA

Powodów do podróżowania po świecie może być wiele: zabytki, miejsca, miasta, plaże, krajobrazy, kultura, odpoczynek i wiele innych. Ja wybrałem sobie golf. Lubię z żoną, przyjaciółmi, czy kolegami zwiedzać, odkrywać nieznane wcześniej miejsca; poznawać ludzi, atmosferę, specyfikę jakiegoś regionu, jego kuchnię, wina, zwyczaje.

Jak sięgam jednak pamięcią wstecz stwierdzam, że poza nielicznymi wyjątkami, prawie nigdy nie pojechaliśmy, bez jakiegoś konkretnego powodu: a to wielki tenis na Roland Garros w Paryżu, a to koncert Sade w Londynie, a to zaproszenie na urodziny przyjaciół do Sztokholmu, wystawa Mitoraja na Majorce, wyjazd integracyjny do Lizbony, czy kongres w Barcelonie. Golf wiele zmienił w moim życiu. Nawet nie tyle golf, co chęć zagrania na nowym polu i zdobycia do kolekcji piłeczki z jego logo. Stało się to pasją. Chętnie dzielę się swoimi wrażeniami z innymi.

Siłą rzeczy powstało wyzwanie: kraj, miasto, region, gdzie jeszcze nie grałem. Dziś to 44 kraje i 429 różnych pól, gdzie postawiłem swoją stopę, a raczej, gdzie wbiłem tee, żeby uderzyć piłeczkę na pierwszym i kolejnych dołkach.

Grać, żeby żyć

Nic więc dziwnego, że natrafiłem miejsca, które śmiało mogę nazwać magicznymi. Mój przyjaciel Tomek Przybora, właściciel jednej z najlepszych restauracji w Warszawie (Dyspensa na Mokotowskiej), gdzie jest zawsze dobre, świeże i smaczne jedzenie, wspominał napis nad wejściem: „Jeść, aby żyć – czy żyć, aby jeść?” Nie mogę tego wprost przełożyć na stwierdzenie: grać (w golfa) żeby żyć, czy – żyć, aby grać, ale coś w tym jest… O Toskanii marzyłem od dawna. Trochę dlatego, że wysłuchałem mnóstwa opowieści ludzi zakochanych w tym regionie, jak Monika Olejnik i Tomek Ziółkowski, trochę dlatego, że chciałem połazić po Florencji, Pizie, czy Sienie; zobaczyć Narodziny Venus Botticellego, obrazy Leonarda da Vinci w galerii Uffizi, krzywą wieżę. Trochę też dlatego, że uwielbiam dobre czerwone wino z tego regionu – Chianti czy Brunello. Jak też, co ważne tam jeszcze nie grałem w golfa.

Okazja nadarzyła się w tym roku, wraz ze zbliżający się długim weekendem majowym i zaproszeniem od przyjaciół, którzy kupili sobie apartament w Rzymie, tuż przy Schodach Hiszpańskich. Plan był prosty: 2,5 dnia w Rzymie, 3 dni przez Toskanię i 2,5 dnia we Florencji.

Mozolnie i skrupulatnie zaplanowałem całą podróż, wyliczyłem odległości, zarezerwowałem hotele i zająłem się planowaniem golfa. Z hotelami poszło mi łatwo, poza Castiglion del Bosco. Mój ulubiony portal booking.com „poinformował”, że został ostatni pokój i ”dodał”, że w tym wypadku zwrot kasy w przypadku rezygnacji nie przysługuje. Trochę mnie to zdziwiło, ale pokornie kliknąłem w „zapłać”, zakładając, że od czegoś trzeba zacząć i pole golfowe przy tym hotelu ogarnę później. Po kolei rezerwowałem kolejne pola golfowe w Rzymie, w Toskanii – po drodze do Florencji i koło tego miasta. Dotarłem do Castiglion del Bosco i na prośbę o tee time (czyli konkretną godzinę gry na polu) ze zdziwieniem dostałem odpowiedź: „Przykro nam, pole jest prywatne, zarezerwowane wyłącznie dla członków klubu.

Długa procedura

W USA to normalne, większość dobrych obiektów golfowych to pola zamknięte dla gości z zewnątrz, ale w Europie? Jest oczywiście kilka wyjątków w każdym kraju, głównie w Anglii, ale we Włoszech? Mocno zdziwiony podjąłem jednak wyzwanie. Szybciutko napisałem do nich grzecznego maila, że będę podróżował z Rzymu przez Toskanię do stolicy tego regionu, Florencji, i bardzo mi zależy, żeby zagrać u nich na polu. Odpowiedź przyszła już następnego dnia: „Może Pan nie zrozumiał, bardzo przepraszamy, ale to jest prywatny klub, tylko dla członków”. Podrażniło to moją ambicję, więc również nie zwlekając odpisałem: „Szanowny Panie, publikuję felietony o golfie w trzech różnych magazynach, zamieszczam relacje na Instagramie i na Facebooku, a rok temu wydałem pierwszą książkę o golfie, byłbym więc niezmiernie zobowiązany, gdybyście, na zasadzie zupełnego wyjątku, pozwolili mi zagrać na Waszym polu i napisać później o nim recenzję”.

Tym razem na odpowiedź czekałem 3 dni. Brzmiała: „Gdzie Państwo zatrzymują się na noc?” Odpisałem (niezwłocznie): „W Waszym hotelu – Roswood, Castiglion del Bosco”. Tylko przez wrodzoną grzeczność nie dodałem, że zapłaciłem już 1.250 € za jedną noc, bez możliwości zwrotu. Na odpowiedź znowu czekałem parę dni. W końcu przyszła: „Przesłaliśmy Pana prośbę do naszego managementu w Londynie, prosimy czekać na odpowiedź”. Czekałem. Po kolejnych kliku dniach: „W jakich magazynach pisze Pan o golfie?” Odpisałem. Po upływie kolejnych kilku dni: „Czy może Pan nam wysłać scany Pana felietonów? Wysłałem. Po jakimś czasie: „Czy może Pan nam wysłać okładkę Pana książki?” Tak zrobiłem i zapadła cisza. Minął chyba tydzień i nagle dostaję maila „Proszę przyjąć nasze zaproszenie do gry na naszym polu. Mamy tylko jeden warunek – prosimy nie opisywać naszego pola w zestawieniu z innymi. Albo felieton o nas i tylko o nas, albo…..”

Yeah!!! krzyknąłem radośnie i zacząłem odliczać dni do wyjazdu.

Trudna droga

Wszystko poszło zgodnie z planem: wpierw Rzym, potem nocleg i gra na Argentario Golf Resort (bezdyskusyjnie, godny polecenia resort), potem nocleg i gra w Terme di Saturnia (hotel, jak hotel, ale fajne gorące, siarkowe źródła i słabe, niestety pole) i hajda do Castiglion del Bosco. Jedziemy sobie spokojnie wynajętym autem, krętymi drogami, przez pagórkowatą okolicę z ładnymi, wysadzanymi cyprysami drogami dojazdowymi do prywatnych posiadłości i zastanawiamy się, co nas czeka u celu podróży. Nagle asfalt się kończy i zaczyna się nawierzchnia szutrowa. Kilometr, dwa, pięć – zaniepokojony sprawdzam raz i drugi nawigację – wszystko OK.

W końcu dojeżdżamy. Mały parking, niewielki budyneczek – recepcja. Wchodzimy do środka, przemiła obsługa i już za chwilę pani prowadzi nas do naszego pokoju. Po lewej stronie niewielki budynek z paroma willami w szeregu, po środku dziedziniec, a po prawej pałacyk z kolejnymi pokojami. Okazuje się, że dostajemy suitę del Bosco. W głowie zapala mi się lampka, dlaczego tak drogo, dlaczego to był ostatni pokój i dlaczego był bez możliwości anulowania rezerwacji. Wchodzimy do środka i zatyka nas z radości i zachwytu – olbrzymi pokój z podwójnym łożem po jednej stronie i częścią wypoczynkową z sofą oraz fotelami na wprost kominka, po drugiej. Komoda z biurkiem i obficie zaopatrzony barek.

Gwiazdki nie mają

Prosimy o rezerwację stolika w restauracji za 1,5 godz. i czekając na bagaże natychmiast otwieramy butelkę Brunello di Montalcino – Campo del Drago (wino z zaledwie 1,5 ha winnicy, 94+ pkt w ocenie Roberta Parkera), rocznik 2012. Niebo….Drzwi balkonowe prowadzą na taras, skąd chłoniemy widok zalesionych wzgórz, ciągnących się po horyzont. Gęby mamy uśmiechnięte od ucha do ucha i po szybkim prysznicu, przebraniu się i dokończeniu tego nektaru z otwartej butelki schodzimy piętro niżej. Przeszklona restauracja ma widok na taras i odległe pagórki. Ja zamawiam steka, żona pastę i z żalem rezygnujemy z menu degustation. Pytam, czy mają już gwiazdkę Michelina i od przemiłej obsługi dostaję odpowiedź, że jeszcze nie, ale pewnie to tylko kwestia czasu. Chyba mają rację, bo jedzenie jest przepyszne, nie mówiąc o kolejnej butelce wspaniałego Brunello, tym razem Riserva Millecento (100% sangiovese, 94 pkt. od Wine Spectator za rocznik 2011). Wieczór mija leniwie, po kolacji pijemy espresso i idziemy na krótki spacer po terenie, zachodząc na chwilę nad basen. Pora spać, bo rano golf na polu, po którym sobie wiele obiecujemy.

Projekt i własność Ferragamo

Pole jest odległe od hotelu o kilometr. Parkujemy pod domem klubowym, podchodzi pan, informując, że zajmie się naszymi kijami i prowadzi do oczekującego już na nas managera klubu – Davida Watersa. Przemiły Anglik, który zdecydował się osiem lat temu przenieść do Włoch. Pracował w Verdura Golf Resort na Sycylii, a rok temu zaakceptował propozycję pracy w del Bosco. Proponuje, że przed grą oprowadzi nas po klubie i opowie historię, na co z radością przystajemy. Okazuje się, że właścicielem jest jeden z trzech braci Ferragamo – Massimo i jego żona Chiara. Mały jest ten świat: miesiąc wcześniej, na uroczystości rozdania nagród w Polskiej Radzie Biznesu magazynu Forbes, miałem okazję poznać i porozmawiać z drugim z braci, który jest właścicielem fińskiej stoczni produkującej jachty – Swan – jednej z najlepszych na świecie.

Zwiedzanie zaczynamy od domu klubowego. Projekt autorstwa Chiary Ferragamo i drugiej, znanej designerki z Włoch. Rządzą naturalne materiały: kamień i drewno, wszystko najwyższej próby i jakości. Nieduży dom urządzony z niezwykłym smakiem i stylem. Design, dbałość o detal, wykończenie są mocno ponadstandardowe. Wspólna część klubowa z salką do gier (bridge, backgammon), palarnią cygar i jedną ścianą zapełnioną winami (oczywiście Brunello) dopełniają całości. Na dole sklepik – Pro shop – z ubraniami golfowymi i różnymi akcesoriami, niezbędnymi do uprawiania tego sportu, oczywiście wszystko sygnowane – Castiglion del Bosco. Przechodzimy do drugiego budynku, gdzie na parterze są restauracja i bar. Wszystko wycyzelowane i wyrafinowane.

„OK” – mówi David – „zagrajcie sobie teraz w golfa, a potem zapraszam Was na lunch i opowiem historię pola, klubu oraz całej posiadłości Castiglion del Bosco.

Pole z oddechem

Tak robimy. Buggy z naszymi kijami już czeka, jedziemy więc na pierwsze tee, czyli na pierwszy dołek. Całe pole położone w dużej dolinie, otoczonej łagodnymi wzgórzami, niektórymi zalesionymi, niektórymi z winoroślą. Widok praktycznie po horyzont. Nazywam takie pola: polami z oddechem. Na szczytach niektórych wzgórz domy, czy rezydencje, lub jak z żoną mówimy – kolejne castiglioni. Pierwsze kilka dołków po drugiej stronie drogi, potem wracamy na tę część, przy której stoi dom klubowy. Pole projektu Toma Weiskopfa, jednego z byłych czołowych graczy światowego golfa, zdobywcy tytułu mistrza Open Championship i wielu innych. Tom powiedział: „Starałem się zaprojektować pole golfowe, które by naturalnie wkomponowywało się w otoczenie i które pomimo tego, że zostało stworzone całkiem niedawno, wyglądałoby, jakby tu było od 100 lat. Chyba mi się udało”. Pole niemal idealnie utrzymane, stwarzające wyzwania, zapewniające przyjemność z gry i piękne widoki. Co ciekawe, dołek 19 – pełnowymiarowe pole ma 18 dołków – to zwyczajowe określenie baru w domu klubowym, gdzie po grze wypija się za sukces lub pociesza po niepowodzeniu: tu istnieje naprawdę, choć oczywiście, wynik z tego dołka nie liczy się w ogólnej punktacji. To dołek sygnowany imieniem Brunello – krótkie par 3 – gdzie zamiast znaczników wyznaczających miejsce uderzenia piłeczki w kierunku greenu, stoją dwie butelki magnum Brunello.

David już na nas czekał i nie mogliśmy odmówić zaproszenia z jego strony na lunch. Dwa razy tagliatelle z truflami i nieodzowne dwa kieliszki Brunello di Montalcino. „Jak to się zaczęło, jaka jest historia” – zapytałem?

Buty dla gwiazd

Salvatore Ferragamo urodzony w 1989 roku w ubogiej rodzinie, jako 11-y z 14-u dzieci. W wieku 9-u lat zrobił sam dla siebie pierwszą parę butów i doszedł do wniosku, że to jest jego powołanie. Jako 16-latek wyemigrował do USA, wpierw do Bostonu, a następnie do Hollywood. Tam otworzył warsztat naprawy butów, a następnie zaczął je szyć na miarę. Po 13-u latach wrócił do Włoch, do Florencji i zaczął eksperymentować z designem i używaniem nowych materiałów.

Jego buty nosiły gwiazdy Hollywood takie jak Marilyn Monroe, czy prezydent Argentyny Eva Peron. Hitem okazały się sandały uszyte dla Judy Garland, w których zaśpiewała piosenkę „Over the Rainbow” w kultowym filmie „Czarnoksiężnik z krainy Oz”. Dorobił się szóstki dzieci i stworzył firmę Salvatore Ferragamo S.p.A. Do dzisiaj jest w posiadaniu i zarządzaniu rodziny Massimo. Jeden z jego sześciorga dzieci, mieszkających w NY przyjechał kilka lat temu do Toskanii, zachwycił się okolicą i kupił posiadłość koło Montalcino wraz z winnicami i starym Castiglion. Brunello produkowane przez niego zalicza się do pięciu najlepszych win z regionu. Castiglion wyremontował, rozbudował i stworzył 5 gwiazdkowy, butikowy hotel.

Można się zapisywać

Czemu w dolinie postanowił zbudować pole golfowe, samemu nie grając w golfa, tego nie wie nikt. Długo czekał na zgodę, bo teren objęty był patronatem Unesco, jako dziedzictwo narodowe. Wszystko załatwił, zaprosił do zaprojektowania pola Toma Weiskopfa i w 2011 golf course:                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                          The Club – Castiglion del Bosco – został otwarty. Stworzył magiczne miejsce, leżące w środku Toskanii, gdzie można przyjechać, odpocząć w luksusowych warunkach, spacerować po urokliwej okolicy, pić wspaniałe wino, smacznie zjeść – jak też grać w golfa. Można też robić wszystko po kolei, tak jak myśmy zrobili.

Klub nie należy do Włoskiego Związku Golfa (bo wtedy wszyscy jego członkowie mogliby grać), tylko jest pomyślany jako prestiżowe i ekskluzywne miejsce wyłącznie dla członków. Wpisowe, za parę, kosztuje 60.000 €, opłata roczna wynosi 5.000 € od osoby. Klub liczy teraz około 70 członków, z tego część z USA i niektórych krajów Europy. Docelowo chcą mieć około 300 członków i w związku z tym trwają obecnie akcje promocyjno–reklamowe. Pierwsza zaplanowana jest w NY, następna w Londynie. Managment wyszedł ze słusznego chyba założenia, że część ludzi zakochanych w Toskanii i często tu przyjeżdżających gra lub będzie grało w golfa i sprawi im przyjemność bycie częścią ekskluzywnego klubu ze wspaniałym polem golfowym. Całość podniesie prestiż Castiglion del Bosco – i umożliwi aktywny wypoczynek.

Byłem, widziałem, zjadłem, wypiłem, zagrałem w golfa. Jestem zachwycony miejscem, okolicą, jakością, designem, obsługą i serdecznością ludzi. Nie wiem czy uda się Wam tam zagrać w golfa, ale jakbyście bardzo chcieli, to albo poproście mnie o pomoc, albo po prostu wykupcie członkostwo.

Jeśli nawet jednak nie uda się golf, to cieszcie się miejscem, super hotelem, wspaniałymi winami i spędźcie weekend w sercu Toskanii. Warto.

 

PASYN

Instagram : Travelling4golf

Facebook : fanpage – Pasyn travelling4golf

Twiter : Pasyn1

 

 

 

 

You may also like

2 Comments

  1. tu jest bład

    Salvatore Ferragamo urodzony w 1989

    choć zapewne to tylko literówka

  2. Oczywiście błąd, literówka. Powinno być 1889. wp

Comments are closed.