Dawno albo jeszcze dawniej temu, w prapoczątkach ludzkości, wszystkie narody świata walczyły o jak najlepsze ziemie.

Tylko Gruzini nie brali udziału w tych bojach. Rozłożyli na ziemi kobierce i zaczęli biesiadę. Zapadł zmrok i strudzony Bóg po całym dniu ciężkiej pracy, dzielenia terenów i godzenia zwaśnionych narodów już miał się udać na spoczynek, gdy zauważył rozśpiewanych i roztańczonych Gruzinów. Przysiadł się na chwilę do nich i powiedział: „Chciałem ten przepiękny skrawek ziemi zostawić dla siebie, ale gdy zobaczyłem, jak inni walczą, a wy się bawicie – daję go wam”. I tak powstała Gruzja.

W golfie i w życiu trzeba mieć szczęście, co do tego nie mam wątpliwości.

Raz już łaskawy los uśmiechnął się do mnie, kiedy miłościwie panująca Naczelna scedowała na moją skromną (tu trochę przesadziłem) osobę zaproszenie od Rolls Royce’a. Poleciałem sobie klasą biznes do Londynu. Szofer z Rollsa grzecznie złapał moje walizki na Heathrow i zawiózł mnie do uroczego butikowego hotelu. Potem było jeszcze milej i przyjemniej podczas zwiedzania fabryki, grania w golfa na prywatnym polu, paru kolacji w dobrych restauracjach i degustowania różnych single malt, a wszystko tym milsze, że sponsorowane, czyli za free.

Wróciłem przeszczęśliwy do kraju i machnąłem do zacnego golfowego pisma artykuł o tym, gdzie byłem, co widziałem i czego się dowiedziałem, choć na zakup Rolls Royce’a jednak się ostatecznie nie zdecydowałem.

Będąc nadmiernym optymistą życiowym, grzecznie czekałem na kolejne ciekawe zaproszenie w najbliższym czasie. Czekałam i czekałem, i tak minęło pięć lat z okładem.

Cierpliwość jednak popłaca, bo w końcu z początkiem ubiegłego roku szefowa  zadzwoniła z pytaniem, czy nie zechciałbym polecieć do Gruzji.

Może was to zdziwi, ale chciałem.

Wkrótce skontaktował się mną Paul Pohi, manager klubu golfowego Tbilisi Hills, i potwierdził zaproszenie obejmujące pokrycie kosztów pobytu, pytając jednocześnie o dogodny dla mnie termin wizyty. Zajrzałem do netu, sprawdziłem pogodę i zaproponowałem połowę maja. I tak się stało, tyle że cały rok później z powodu dość zjadliwego mikroba, którego albo wyprodukowali w Chinach, albo go Chińczycy skopiowali, zminiaturyzowali, obniżyli znacząco koszty produkcji i wyeksportowali na cały świat, dość szybko oferując następnie maseczki, rękawiczki nitrylowe i tysiące innych produktów made by China do walki z tą zarazą. Nie będziemy się jednak zajmować biznesem, tylko Gruzją i golfem.

Golfguru Tibilisi 33 Maly

Tak więc kolejny rok minął i dopiero gdy trzecia fala zaczęła opadać, Paul odezwał się znowu. Dostałem bilety, program pobytu i wspaniałomyślnie (w chwili słabości) zdecydowałem się zabrać ze sobą swoją ukochaną żonę.

O Gruzji (trochę wstyd przyznać) wiedziałem niewiele: piękny kraj; uroczy, gościnni ludzie; wiele lat walki o własne państwo; przyjaźń z Polską; próby odzyskania Osetii Południowej i Abchazji zaanektowanych przez Rosję, jak Krym i wschód Ukrainy, bo Rosja chce być dalej Związkiem Radzieckim i najchętniej zająć lub zawłaszczyć wszystko, co się da; kurort Batumi nad Morzem Czarnym; aspiracje do bycia członkiem Unii Europejskiej i NATO; fascynacja do tego kraju i piękne opowieści o nim Marcina Mellera, wieloletniego naczelnego Playboya w Polsce i mojego ulubionego prowadzącego „Drugie Śniadanie Mistrzów” we wrogiej telewizji TVN; i w końcu gruzińskie wina.

Z tymi winami też miałem mieć przygodę, bo mój przyjaciel i częsty partner golfowy Jurek wymyślił sobie parę lat temu, że kupi winnice w Gruzji i będzie producentem wina. Jak wymyślił, tak zrobił, a do spółki próbował wciągnąć mnie. Może nawet i by mu się udało, gdyby nie chwilowy kryzys finansowy, w którym w tym czasie tkwiłem.

Markę Gevelli mogę jednak śmiało wam polecić.

O golfie wiedziałem jeszcze mniej, więc z pomocą „profesora” Google’a sprawdziłem liczbę pól golfowych w Gruzji. Wyszło mi półtora: jedno 18-dołkowe, które miałem osobiście wypróbować, i drugie 9-dołkowe (Ambassadori) jakieś 90 km od Tbilisi.

„Golfowo słabo”, pomyślałem sobie, „ale czemu nie – zobaczę nowy kraj, poznam kulturę Gruzinów i dopiszę do swojej kolekcji nowe pole”.

Uznałem tę garść informacji za całkowicie wystarczającą. Zakupiłem książkę o Gruzji, zapakowałem kije, wziąłem żonę i około drugiej nad ranem wylądowaliśmy w stolicy kraju, w którym jeszcze nie byłem.

Na lotnisku grzecznie czekał na nas kierowca z przepustką, bo w nocy godzina policyjna. Zawiózł nas do Sheratona i poszliśmy spać w bardzo ładnym junior apartamencie.

Rano smaczne śniadanko i koło dziesiątej przyjechał po nas Paul, żeby nas zabrać na pole.

Paul jest Estończykiem i managerem pola będącego własnością dwóch innych Estończyków. Droga na pole położone na wzgórzach nad Tbilisi nie zajęła nam więcej niż dwadzieścia parę minut, ale że czasu mieliśmy w bród, to zanim załadowaliśmy kije i siebie samych na buggy, wypiliśmy dobrą kawę w Club House’ie i pogadaliśmy o golfowym koncepcie.

Historii ani tradycji golfowej w Gruzji nie ma. Kraj jednak odzyskał swoją tożsamość, ma aspiracje europejskie, rośnie liczba ludzi, których stać na willę na chronionym osiedlu z polem golfowym w środku. Golf staje się elementem stylu życia i awansu społecznego. Dwóch biznesmenów z Estonii poskładało to wszystko do kupy i koncept był gotowy.

Ale po kolei:

  1. Gruzja

Tradycje państwowości gruzińskiej sięgają 1 tysiąclecia p.n.e. Już w tych czasach starożytni Grecy handlowali z plemionami żyjącymi na wschodnich brzegach Morza Czarnego. W początkach naszej ery teren został podbity przez Pompejusza i włączony do Imperium Rzymskiego. Wkrótce król Mirian III przyjął chrześcijaństwo jako religię państwową, czyniąc ze swojego państwa drugi (po Armenii) chrześcijański kraj na świecie. Przez kolejny tysiąc lat Gruzja była w stanie zachować względną niezależność pomimo licznych wojen z sąsiednimi krajami. Osiągnęła szczyt potęgi pomiędzy XI i XIII wiekiem, za panowania króla Dawida Budowniczego (1089–1125) i królowej Tamary (1184–1213). Ze względu na rosnące znaczenie Gruzja miała wziąć udział w kolejnej (piątej) wyprawie krzyżowej. Jednak dwa najazdy Mongołów dotkliwie zniszczyły kraj. Dopiero w 2 poł. XIV Gruzja odzyskała niezależność. Nie minęło więcej niż 100 lat i państwo zostało znowu podzielone na trzy królestwa i wiele małych księstw. Liczne próby zjednoczenia nie powiodły się. Na południu rosły dwie potęgi: Turcja i Persja. Nie tylko narzuciły islam, ale krok po kroku odrywały od Gruzji kolejne terytoria. W połowie XVIII wieku Gruzja wyzwoliła się spod władzy muzułmanów, w 1783 r. była jednak zmuszona (na mocy traktatu gieorgijewskiego) przyjąć protektorat Imperium Rosyjskiego. Niewiele to dało, bo dosłownie chwilę później kraj został najechany przez chana perskiego. Przez osiem dni plądrowali, gwałcili i mordowali ludność Tbilisi, zabijając na wschodzie kraju ponad jedną piątą ludności. Rosja nie tylko nie wypełniła swoich zobowiązań wobec Gruzji, ale wkrótce sama potem zaanektowała znaczącą część osłabionego kraju. W 1810 r. car Aleksander poinformował świat o włączeniu dawnych ziem gruzińskich w obszar Imperium Rosyjskiego. Wiele zrywów niepodległościowych i powstań nie przyniosło żadnego efektu. Postanowiono pójść inną drogą i zaczęto budować świadomość narodową. O dziwo, podczas wybuchu I wojny światowej Gruzini stanęli po stronie Rosjan, widząc w tym szansę na odzyskanie niepodległości. Dopiero jednak rewolucja październikowa zaktywizowała proces emancypacji ziem gruzińskich. W 1918 r. rząd tymczasowy postanowił o zerwaniu z Rosją, a chwilę potem proklamowano powstanie niezawisłego państwa – Zakaukaskiej Demokratycznej Republiki Federacyjnej. Szczęście trwało krótko, bo zaledwie trzy lata. Gdy tylko Rosjanie otrząsnęli się po laniu, jakie dostali od Piłsudskiego w 1920 r., to szybciutko zajęli Armenię, a chwilę później Gruzję. I tak Armenia, Azerbejdżan i Gruzja – jako Federacyjna Republika Zakaukaska – weszły w skład Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, i to pomimo tego, że ówczesny władca ZSRR – towarzysz Stalin (Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili), I sekretarz partii, radziecki rewolucjonista bolszewicki, dyktator, polityk i zbrodniarz odpowiedzialny za śmierć milionów ludzi, był Gruzinem.

Marzenia Gruzinów o własnym państwie legły w gruzach na kolejne 70 lat. Polska, Lech Wałęsa i Solidarność dały sygnał zniewolonym narodom do podniesienia głów. Już rok po pierwszych częściowo wolnych wyborach w Polsce w czerwcu 1989 r., Gruzja wypowiedziała Związkowi Radzieckiemu umowę z 1922 r., a zaraz potem ogłosiła powstanie Republiki Gruzińskiej.

Gruzja to nieduży kraj, prawie 4,5 razy mniejszy od Polski, z mniej niż 4 mln mieszkańców. Państwo położone na pograniczu Europy i Azji, w Kaukazie Południowym. Na północy graniczy z Rosją, na południu z Armenią i Turcją, a na wschodzie z Azerbejdżanem; zachodnią granicę kraju wyznacza wybrzeże Morza Czarnego. Stolicą Gruzji jest Tbilisi z ok. 1,2 mln mieszkańców.

Gruzja jest członkiem Rady Europy, Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Od 2014 r. Gruzja jest krajem stowarzyszonym z Unią Europejską, a od 2016 członkiem strefy wolnego handlu z Unią Europejską. Wizy dla Polaków nie są wymagane.

  1. Golf

Tbilisi Hills Golf Club położony na wzgórzach Caucasus, zaledwie 15-20 min. jazdy samochodem od centrum Tbilisi, „spogląda” z góry na położoną na północy, u podnóża tych niewielkich wzgórz, stolicę Gruzji.

Golfguru Tibilisi2 1 Sredni

Koncept klubu to osiedle wolno stojących domów oraz apartamentów z pełnowymiarowym polem golfowym klasy mistrzowskiej, wkomponowanym w otaczającą architekturę krajobrazu i terenu. Po pierwszej nieudanej próbie współpracy z amerykańskim architektem, którego nazwiska nawet nie chciano mi podać, designem pola zajął się Fin Lassi Pekka Tilander.

Pole zostało ukończone w 2017 roku i rok później oficjalnie otwarte. Jest ładnie zaprojektowane, wykorzystujące naturalną rzeźbę terenu i otaczający je dookoła las. Przewyższenia są naturalnym utrudnieniem, a rosnące po bokach fairwayów drzewa nie muszą przeszkadzać, o ile gra się prosto, co, jak wiecie, nie zawsze się udaje, pomimo najszczerszych chęci i pełnej koncentracji. Pole jest ciekawe i zapewnia przyjemność z gry. Widać efekty włożonej pracy w utrzymanie fairwayów, greenów i bunkrów. Nie tylko nie ma się do czego przyczepić, ale trzeba wręcz pogratulować kondycji i jakości pola. Wody nie ma, w żadnej postaci ani stawów, ani strumyków.

Golfguru Tibilisi2 31 Maly

Trochę szkoda, bo to zawsze dodaje polu uroku, no ale takie widocznie było założenie architekta, pomijając koszty pompowania wody kilkaset metrów do góry z miasta lub kopania studni głębinowych. Wzdłuż fairwayów nie ma domów, więc jest miło, z ładnymi widokami z kilku dołków na otaczającą przyrodę i położone w dole miasto. Pole jest położone 600 metrów nad poziomem morza i w lekko rozrzedzonym powietrzu piłki lecą dalej, czasem więc lepiej zagrać krócej i prosto, niż daleko i w las. Kilka rozrzuconych głazów osadowych przy dołku 6. dodaje polu uroku, choć szkoda, że nie ma ich więcej. Sygnowanym dołkiem jest 16., par 5, ładny, lekko tricky i dodatkowo z widokiem na monastyr z XII w., gdzie mnisi podobno cały czas produkują wino.

Jest ładnie, jest wyzwanie i radość z gry.

Golfguru Tibilisi2 24 Maly

Do wyboru 4 tee boxy: Gold, Silver, White i Green. Ze srebrnych pole ma 5 734 m, slope 133, CR 71,8, par 72, green fee 70 €.

Proshop jest maleńki z niewielkim wyborem ubrań golfowych, za to Club House, choć również nieduży, jest całkiem cozy. Aktualny design na światowym poziomie, na co oczywiście natychmiast zwróciła uwagę moja żona, tworzy przyjemną atmosferę i elegancję bez zadęcia.

Wartość miejsca podnosi kucharz, który pracował w restauracji z gwiazdką Michelin, więc jeśli żadne danie z menu wam nie przypasuje, to on z przyjemnością zrobi coś na specjalne zamówienie i do tego smacznie i wykwitnie, choć bez wydziwiania. Bar nie budzi żadnych zastrzeżeń, a uroku dodaje mu taras z licznymi stolikami, z którego co prawda nie widać ani 9., ani 18. greenu, ale widok aż po horyzont jest piękny.

Driving range i practise area są ok i można tam ćwiczyć do upadłego.

  1. Pobyt

Pierwszego dnia zagraliśmy z Paulem rundkę golfa, wypiliśmy tradycyjny gin & tonic na tarasie i zjedliśmy lekki, bardzo smaczny lunch zrobiony specjalnie dla nas na zamówienie. Paul odstawił nas do hotelu na chwilę odpoczynku, shower, przebranie i wrócił po nas. Zapytał, gdzie chcielibyśmy się wybrać wieczorem, żeby coś zjeść. Poprosiliśmy o jakąś lokalną knajpkę, z miejscową kuchnią, nieturystyczną i ta prośba została spełniona. Siedliśmy w ogródku w Ortachala Restaurant i zamówiliśmy przystawki, potem sałatki, drugie dania i desery, nie żałując sobie dobrze schłodzonego, domowego białego wina. Nie mogliśmy nie spróbować chaczapuri (cienkie ciasto nadziewane solonym serem) i oczywiście chinkali (pierogi w kształcie sakiewek ze zgrubieniem na górze, wypełnione aromatycznymi i soczystymi mięsami – w wersji oryginalnej wołowo-wieprzowym; potrawę je się palcami, trzymając właśnie za to zgrubienie na szczycie i koniecznie trzeba uważać, żeby z pierogów nie wyciekł sos będący esencją dania. Przeuroczy wieczór, a najśmieszniejsze było to, że cały obiad Paul zapłacił wraz z napiwkiem – uwaga: 7,5 €!!!

Golfguru Tibilisi 28 Maly

Golfguru Tibilisi 28 Maly

Drugiego dnia Paul przyjechał po nas rano do hotelu wraz ze swoją żoną Telą (przeuroczą i bardzo ładną kobietą). Zagraliśmy we czwórkę w golfa, słuchając w międzyczasie opowieści o ich życiu i drodze, która przywiodła ich do Gruzji. Najbardziej podobała nam się historia, jak Tela chodziła na golfa z dwójką małych dzieci, ciągnąc wózek z trzecim za sobą i pchając wózek golfowy z kijami przed sobą. Wow! W miarę wcześnie wróciliśmy do hotelu, racząc się na tarasie białym winem z doliny Alazani. Wieczorem byliśmy zaproszeni na kolację przez dyrektor generalną Sheratona Ivę Trifonov, której byliśmy gośćmi, i jej męża Aleksandra. I znowu odezwały się polskie akcenty. Iva pracowała jako manager w Sheratonie w Warszawie, potem została szefową hotelu tej marki w Poznaniu, a na koniec w Sopocie. W sumie spędzili w Polsce szesnaście lat. Po pięcioletnim pobycie w Jordanii, oczywiście jako dyrektor Sheratona w Ammanie, przenieśli sią na kolejne pięć lat do Tbilisi. Urodzeni w Bułgarii, pracujący nieomal pół życia w Polsce, z wieloma przyjaciółmi w naszym kraju i swobodnie mówiący w naszym języku. Wspaniali, ciepli ludzie. Kolacja była urocza i nic dziwnego, że następnego dnia pojechaliśmy na golfa z Aleksandrem, który pierwsze golfowe kroki stawiał w Postołowie.

Nie spieszyło nam się specjalnie, więc z golfa wróciliśmy dość późno i nie chcąc po raz kolejny nadużywać gościnności naszych nowo poznanych przyjaciół, na kolację wybraliśmy się sami, zdając się na rekomendacje Trip Advisora. Knajpka Keto & Kote, urocza, w ogrodzie z widokiem na Tbilisi, ale jedzenie tym razem średnie, choć nie odmówiliśmy sobie małych słodkości na koniec, a ja dodatkowo wypiłem czaczę – tradycyjną mocną wódkę robioną z wytłoczyn po produkcji wina.

Ostatniego, czwartego dnia zagraliśmy w golfa sami i po powrocie do hotelu poszliśmy wreszcie zwiedzać Tbilisi. Pojechaliśmy na Plac Europejski, przeszliśmy się szklanym mostem nad rzeką Kurą i wsiąkliśmy w małe uliczki zabytkowej starówki.

Golfguru Tibilisi 17 Maly

Pora była wracać do hotelu i szykować się do wylotu do Polski. To były dwa minusy naszego krótkiego pobytu w Tbilisi: przylot koło drugiej nad ranem i wylot koło czwartej nad ranem. Reszta była wspaniała.

To dobry pomysł, żeby spędzić przedłużony weekend w Gruzji, w Tbilisi.

Możecie wylecieć z Warszawy bezpośrednio do Tbilisi w czwartek po pracy. Sheraton jestem dobrym, ładnie zaprojektowanym hotelem z dużymi pokojami, blisko lotniska, pola golfowego i starówki, a do tego wcale nie jest drogi. Pogracie trzy dni w golfa na bardzo ciekawym polu, liźniecie kultury gruzińskiej, zobaczycie ładne miasto i poznacie wielu uroczych i sympatycznych ludzi. Do spróbowania różnych specjałów tamtejszej kuchni i ogromnego wyboru win nie muszę was namawiać. I po tej dawce przyjemności już w poniedziałek rano będziecie w pracy. Może trochę zmęczeni i niewyspani, ale na pewno szczęśliwi i zadowoleni.

Golfguru Tibilisi2 28 Maly

Marek Bednarczyk z Olympic Golf Club z Warszawy już parę razy zabierał grupy golfistów na krótszy lub dłuższy weekend i wszystkim bardzo się to podobało.

Dajcie znać, a skontaktuję was z Paulem Pohi, przemiłym Estończykiem, zarządzającym Tbilisi Hills.

 

Pozdrawiam

 

Pasyn

Instagram: Traveling4golf

Facebook: Wojciech Pasynkiewicz

Facebook: Fanpage – Pasyn travelling4golf

E-mail: w.pasynkiewicz@upcpoczta.pl

 

 

 

 

 

You may also like

Comments are closed.