Już sama nazwa brzmi trochę egzotycznie i zachęcająco – Hawaje
Dla mnie to jedno z takich miejsc, jak Tahiti, Wyspa Wielkanocna, Bora-Bora, Fidżi czy Wyspy Salomona, no i może jeszcze parę innych, rozrzuconych po świecie jak konfetti, otoczonych bezkresem oceanów, gdzie zawsze chciałem dotrzeć.
Hawaje jednak, w przeciwieństwie do innych wysp, wysepek i archipelagów, mają to do siebie, że pól golfowych tam w bród, do koloru i do wyboru.
Nic więc dziwnego, że kiedy starszy syn przeniósł się na studia do Los Angeles, to szybciutko wykombinowałem, że to jest wspaniała okazja do sprawdzenia, jak na Hawajach wyglądają dołki.
Kiedyś było gorzej, trudniej i dłużej, bo albo LOT-em przez Chicago lub NY do LA, albo z przesiadką w którymś z portów europejskich i dopiero potem na Hawaje, ale od kiedy nasz narodowy przewoźnik uruchomił bezpośrednie połączenie z Warszawy do Miasta Aniołów (ca. 12,5 godzin), to już tylko niecałe 6 godzin, nie licząc odprawy paszportowej po wylądowaniu w USA i jesteśmy na miejscu. Luzik, szczególnie w economy class, ale nie ma co narzekać, bo potem jest superowo.
Hawaje (Hawaii) to archipelag pochodzenia wulkanicznego rozciągający się na długości prawie 2,5 tys. km. Składa się ze 137 wysp, w tym ośmiu głównych, z których tylko jedna nie jest zamieszkała. Idąc w kolejności wielkości – Hawai’i, zwana również Big Island, ze względu na powierzchnię stanowiąca ponad 60% wszystkich pozostałych wysp razem wziętych, choć mieszka na niej niecałe 200 tys. ludzi. Drugą w kolejności jest Maui, a potem: Kaho’olawe (to właśnie ta niezamieszkała), Lana’i, Moloka’i, O’ahu z prawie milionem mieszkańców, Kaua’i i na końcu maleńka Ni’ihau z powierzchnią zaledwie 180 km² i 250 mieszkańcami.
Archipelag położony jest na Oceanie Spokojnym (Pacific) w odległości 2,5 tys. mil na południowy zachód od Południowej Californii i około 4 tys. mil na południowy wschód od Japonii.
Hawaje odkrył w 1778 r. James Cook i na cześć swego sponsora (Johna Montagu, hrabiego Sandwich) nazwał je Sandwich Islands, choć oczywiście ludność tubylcza, zdecydowanie była tu pierwsza, przypływając prawdopodobnie z Polinezji jakieś 1400 lat wcześniej.
Początkowo każda wyspa miała swego wodza, ale w początkach XIX w. król Kamehameha I zjednoczył wyspy pod swoim panowaniem. Było miło i spokojnie przez prawie 80 lat, dopóki imigranci z Europy i USA, produkujący tam cukier, nie postanowili zaprowadzić własnych porządków, choć była ich tylko garstka. Pod wodzą królowej, miejscowa ludność chwyciła za broń, więc na wyspach wylądował desant amerykański i krótko potem proklamowano powstanie Republiki Hawajów. Ta też długo się nie utrzymała, bo zaledwie 3 lata, kiedy to Stany Zjednoczone ogłosiły aneksję archipelagu jako terytorium zależnego i mianowały swojego gubernatora. W 1959 r. prezydent Dwight Eisenhower podpisał uchwalony przez Kongres USA akt dołączenia Hawajów do Stanów Zjednoczonych jako 50. stan.
Co ciekawe, to jeden z czterech, oprócz Vermontu, Kalifornii i Teksasu, stanów USA, które wcześniej były niepodległymi państwami – republikami lub królestwami.
Stolicą Hawajów, nazywanych Aloha State, jest Honolulu położone na wyspie O’ahu.
Hawaje zasłynęły atakiem Japonii na Pearl Harbour (w 1941 r.) – amerykańską bazę wojskową na tej wyspie, który spowodował włączenie się USA do II wojny światowej.
Wyspy znane są z tańca hula, kolorowych, wzorzystych, bardzo charakterystycznych koszul, mnóstwa czynnych lub uśpionych wulkanów, wspaniałej przyrody, Waikiki Beach – 4-kilometrowej plaży na O’ahu, gdzie narodził się surfing i, niestety, zdarzających się co pewien czas ataków rekinów ludojadów.
Dla nas – golfistów – to przede wszystkim rozpoczynjący każdy rok kalendarzowy turniej PGA na Plantation Course.
Sławni ludzie urodzeni na Hawajach to: Bette Midler, Nicole Kidman (choć z obywatelstwem Australii) no i oczywiście Barack Obama – pierwszy afroamerykański prezydent w latach 2008-2016, u którego funkcję wiceprezydenta pełnił obecnie urzędujący Joe Biden.
Bardzo rozwinięta jest tu turystyka z odpoczynkiem w resortach nad samym oceanem na pięknych plażach, lotami helikopterem nad dymiącymi wulkanami, wycieczkami pieszymi i rowerowymi, nurkowaniem, surfingiem w każdej postaci i, oczywiście, golfem.
Golf na Hawajach to 75 pól:
– Big Island – 17 klubów golfowych
– Maui – 10.
– Kaua’i – 8.
– Lana’i – 3.
– Moloka’i – 1.
-Na samej tylko wyspie O’ahu jest prawie 40 pól golfowych.
Nasz wybór padł na Maui.
Zamieszkaliśmy w Four Seasons Resort Maui at Wailea, głównie z uwagi na 7 pól golfowych dookoła. Kocham hotele i resorty Four Seasons, ale ten mnie nie zachwycił. Hotel jak hotel, a plaża średniej wielkości. Za to pola w pobliżu wspaniałe.
Najbliżej hotelu był Wailea Golf Club z trzema polami: Emerald GC oraz Gold i Blue Golf Courses. Zaczęliśmy od pierwszego:
- Emerald Golf Course (Wailea Club) – projekt: Robert Trent Jones Junior, otwarte w 1994 r., green fee: 200 USD. Ranking 81,4 pkt.
Ładnie zaprojektowane pole z ciekawymi dołkami. Trochę płasko, trochę pagórkowato. Z kilku dołków widok na ocean. Pomimo rosnących po bokach fairwayów drzew z przewagą palm jest dość szeroko, a dojścia do greenów niezbyt trudne. Pole dobrze utrzymane.
Na drugi dzień, po porannym plażowaniu i kąpielach, wybraliśmy:
- Makena Golf Course, North Course – projekt oryginalny: Robert Trent Jones Junior w 1981 r., następnie do każdej dziewiątki dobudowano drugą, tworząc dwa pola: North i South w 1993 r.; później South zamknięto, a North przebudował Dennis Wise z grupy Toma Fazio. Green fee: 150 USD, ale stawka popołudniowa. Ranking 86,9 pkt.
To wspaniałe pole. Praktycznie nie ma na nim kawałka płaskiego terenu. Raz z góry, raz pod górę. Trudne technicznie dołki, wymagające bardzo precyzyjnych uderzeń. Wspaniałe widoki na ocean i cztery różne wyspy na horyzoncie. Bardzo dobra jakość pola. Czysta przyjemność z gry we wspaniałym otoczeniu.
Po dwóch dniach golfa w pełnym słońcu i z dużą wilgotnością zrobiliśmy sobie dzień przerwy. Ja z synem scuba diving, żona plaża i leżak pod parasolem. Nurkowanie średnie, bo woda zmącona, niezbyt przejrzysta, a rafa koralowa słaba. Rekinów na szczęście nie spotkaliśmy, choć nurkowaliśmy w dwóch różnych miejscach.
Kolejne pole:
- Blue Course (Wailea Club) – projekt: Arthur Jack Snyder, otwarte w 1972 r. (najstarsze pole na Maui), green fee: 200 USD. Ranking 62,0 pkt.
Średnie pole. Nie zrobiło na mnie dużego wrażenia. Niby wszystko poprawnie, no może trochę poza jakością, ale zabrakło tego czegoś, co poza zwykłym, nawet dobrym rozgrywaniem dołków sprawia, że pole pozostaje na dłużej w pamięci. Nawet widok oceanu – z paru miejsc – nie zmienił mojej opinii.
Na deser zostawiliśmy sobie to, co najlepsze, słodkie i przyjemne, czyli Plantation. Wypożyczyliśmy auto i udaliśmy się 70 km na północny zachód, prawie na sam czubek Maui.
- Kapalua Golf – The Plantation Course – projekt: Ben Crenshaw & Bill Coore, otwarte w 1991 r., przebudowane w 2000 r., green fee: 200 USD. Ranking 90,5 pkt. Drugie pole w resorcie to Bay Course.
Przepiękne pole położone na opadających zboczach West Maui Mountains ze wspaniałym widokiem na ocean z bardzo wielu dołków. To bardzo trudne pole z wieloma dramatycznymi przewyższeniami. Pamięć mnie niestety zawodzi i nie mogę sobie przypomnieć, na którym par 4, granym pod górę, gdzie fairway płynnie przechodzi w green – pięć razy „wchodziłem” na green i pięć razy piłeczka staczała się z niego z powrotem na fairway. Dobrze zapamiętałem natomiast 18. dołek, długie par 5, grane w dół ze sporego przewyższenia, gdzie mój 13-letni syn po idealnym drive’ie, wszedł, grając 6 iron, w drugim uderzeniu na green i dwoma puttami zakończył dołek, zapisując sobie birdie. Zupełnie jak Harris English, zwycięzca tegorocznego Sentry Tournament. To, jak pisałem wcześniej, coroczny turniej PGA, rozpoczynający rok kalendarzowy i na który z klucza zapraszani są wszyscy zwycięzcy turniejów PGA z poprzedniego roku. Pole daje przyjemność z gry, zapewnia duże wyzwania i niezapomniane widoki. Jakość pola bardzo dobra, a lunch po grze w dużym domu klubowym z widokiem oczywiście na 18. green, to czysta frajda.
I to by było tyle. Spełniłem jedno ze swych marzeń i zagrałem w golfa na Hawajach. Pięć dni, trochę odpoczynku, cztery pola golfowe. Rekinów nie spotkaliśmy, a loty nad wulkanami zostawiliśmy na następny raz. Żal było wyjeżdżać, ale przecież jest nadzieja, że tu wrócę, bo chciałbym zagrać i na Big Island, i na Kaua’i, nie mówiąc o O’ahu.
Marek Bednarczyk, Head Pro z Olympic Golf Club z Warszawy, zaprasza co roku, więc może wreszcie kiedyś skorzystam.
Pozdrawiam
Pasyn
Instagram: Traveling4golf
Facebook: Wojciech Pasynkiewicz
Facebook: Fanpage – Pasyn travelling4golf
E-mail: w.pasynkiewicz@upcpoczta.pl