Pamiętnik znaleziony na ulicy – gdzieś w Hiszpanii.

  • 19 czerwca 2018.

Nie siedzę nie leżę, nie wiszę…..przebywam. Na ulicy przebywam, przed apartamentem Puerto Caleta na wyspie Fuerteventura. Dlaczego przebywam? Bo drzwi zamknięte? Skąd, drzwi otwarte, tylko taras mojego apartamentu na ulicy.  Do samochodu mam, policzmy, 10 kroków. Przebywam więc na plastikowym krzesełku, przy plastikowym stoliczku na ulicy, a na stoliczku markowe czerwone, wytrawne. Za 5 Euro wytrawne. Ale dobre, jak to hiszpańskie. Każdy przechodzień może dołączyć i się poczęstować, do mojego stanowiska obserwacyjnego z chodnika ma 5 kroków. Nie dołącza, ale życzliwie się uśmiecha. Idą więc uśmiechy chodnikiem, a mi nie do śmiechu, bo o szóstej rano przyjedzie śmieciarka po resztki z restauracji, dostawca zrzuci skrzynki z piwem, a ja już nie zmrużę oka. Dlaczego się tak męczę? Dla Was się tak męczę, żeby zagrać na polach Fuerteventury.

Nie planowałem tego wyjazdu. W czerwcu gra się w Polsce. Po co w ciepłe kraje, jak u nas cieplej. Dostałem jednak ofertę nie do odrzucenia. Od przyjaciela ze Szczecina dostałem. Mistrza świata w składaniu tanich wyjazdów. I złożył. Tydzień na Fuerteventurze za 1500 zł. A za te 1500 : lot, spanie, jedzenie i samochód na czas pobytu. Każdy by pojechał. No i siedzę na ulicy. Po kolejnym czerwonym wytrawnym wszystko jedno gdzie siedzę. Tylko drzwi do sypialni się nie domykają, cerata w prysznicu się porwała, a siostra Caddy śpi w przedpokoju.

  • 20 czerwca 2018 godz. 9,40

Fuerteventura Golf Club.

Zrobiłem trzy zdjęcia. Grać? – nie grać.

  • 20 czerwca 2018 – wieczór

Przebywam na ulicy – jak na wstępie.

  • 21 czerwca 2018 godz. 11,00

Jandia Golf Club

Fuerteventura Golf Club to pole biedne i nijakie. Jandia  to pole biedne, ale z charakterem. Biedne otoczeniem, domkiem klubowym, nie pierwszej świeżości hotelem. Jest jakby biedną odmianą Salobre Old Course z Gran Canarii z domieszką Salobre New. Ukształtowane jak Old, często trudne jak New. Absolutnie do pokochania. Na niektórych dołkach skóra cierpnie ze strachu. Tak wąsko, nierówno i ślepo. Ale jaka satysfakcja jak piłka na farway-u.

Dziewczyny odkryły, w pro shopie,  nową markę golfową i kupiły dwie spódniczki, na spróbowanie. Zachwycone. A ja? Miałem większą frajdę. Poczułem się jak Tiger, albo inna golfowa maszyna. Na dwóch dołkach par pięć, po dwóch uderzeniach byłem na greenie. Eagle nie było, ale dwa Birdie i owszem. Tak wiało. Driver 250 m i poprawka woodem 210. Do flagi 3 kroki. I w zasadzie można by wracać do kraju, żeby innymi uderzeniami nie popsuć sobie frajdy, ale zapłacone i trzeba jeszcze poprzebywać na ulicy.

  • 21 czerwca – późny wieczór

No to przebywam i obserwuję. A obok, knajpa El Capitano. I muzyka na żywo. Muzycy zmieniają się codziennie, możemy więc smakować różne style muzyczne.  Jednego wieczora śpiewa Emmy Winehouse, kolejnego Gipsy Kings, są i rockmani z Guns N Roses. Eric Clapton też dał koncert. Jedni w formie, inni w mniejszej, ale knajpa zasłuchana i pełna do końca. . A my najedzeni po kolacji w jadłodalni gdzie dają dużo, to znaczy ty bierzesz dużo, bo zapłacone, więc bierzesz dużo. Co do smaków tego co bierzesz, to w zasadzie bez konkretnych smaków. Siedzimy więc na naszej ulicy, nie w knajpie, a jakby w knajpie i oszczędzamy. Muzyka za darmo. Kończą o 23 i spać. My spać, oni sprzątają. Tylko jak spać, jak ulica za oknem, jak przechodzień przez to okno może wejść i położyć się obok ciebie?. Jest sposób. Połykamy tabletkę „nasenniczkę” i śpimy do 6 rano, do śmieciarki.

  • 22 czerwca – w kolejnym odcinku

You may also like

Comments are closed.