Dzień pierwszy – Anfi Tauro Golf
Zagrałem na księżycu.
Jestem w Hiszpanii, a tak naprawdę na Wyspach Kanaryjskich, a tak naprawdę na Gran Canarii, a tak naprawdę, na polu Anfi Tauro Golf, a tak naprawdę, na księżycu.
Amstrong, a może nie Amstrong, na srebrnej planecie uderzył piłeczką jeden raz, ja uderzeń wykonałem 90.
Według reguł golfa przegrałem. Amstrong miał mniej uderzeń, ale frajdę miałem ja.
Jak opisać to pole? Że 18 dołków- banał, że par 72, normalka, że wejście 115 euro i obligatoryjnie buggy za 20 euro od osoby – to już jakaś informacja – horror.
Pisarze od pól zrobią to tak : fairwaye dobrze utrzymane, albo marnie. Piasek w bunkrach miałki, albo betonowy. Greeny szybkie, albo wolne. Dzisiaj szybkie, jutro wolne. I kogo to tak naprawdę przy wyborze pola obchodzi.
Dla mnie jedynym kryterium jakości i piękna pola jest mimika mojej, pobrużdżonej, życiem twarzy. Uśmiecha się, moja twarz, mimo piłki w krzakach, pole dobre. Rzucam kijami, w myślach oczywiście, pole przeciętne.
Anfi Tauro Golf – jest polem, gdzie uśmiechałem się przez wszystkie 18 dołków.
Wyobraźcie sobie.. i tu powinien zacząć się opis poszczególnych dołków, po co – zobaczcie zdjęcia.
Na 15 dołku, rzuciłem od niechcenia, to pole nie jest takie trudne, trzeba tylko uderzać prosto. Mój Caddy zripostował natychmiast, przecież na tym polega gra w golfa.
Weredykt – najwspanialsze pole na jakim grałem. Nie ma takiego drugiego.
Może nasz golfowy globtroter Pan Wojciech Pasynkiewicz postawi weto. Ma na koncie ponad 300 pól, ja na „niesamowitszym” nie grałem.
Wyobraźmy sobie wyspę. Wyspa jest powulkaniczna. Góry, skały, zero roślinności, deszcze – zapomnij.
I wkracza człowiek. Ma spycharkę, wąż do lania wody i nasiona traw.
Arabowie zagospodarowali piasek, na płaskim.
Hiszpanie byli lepsi, rozorali góry i posiali trawę. Pasy mięsistej trawy wśród zastygłej lawy. Ktoś zwariował na Dominikanie, ja umarłem na Anfi Tauro.
I nie ważne, że zamiast zamówionego apartamentu z dwoma sypialniami, dostałem z jedną. Że internet nie chodził, że bagaż golfowy był tam gdzie nie miał być. Że samochód z wypożyczalni stał 3 kilometry dalej, niż miał stać. Że wszyscy byli mili, ale niekoniecznie kompetentni.
To wszystko nieważne. Ważne jest zagrać na Anfi Tauro.
p.s. mój Caddy ma jeszcze jedno, niezwykle ważne kryterium oceny pola, zaopatrzenie Pro Shop-u. Anfi Tauro – jak to na księżycu – trochę fajnych torebek, kupka lawy i zakupiona, wyszczuplająca koszulka.
Wasz astronauta super golfista
jacek zaidlewicz
Zakochałem się od samego patrzenia … zazdrość mnie tak ściska w żołądku, że jakby mnie tam ktoś teraz teleportował to pewnie miałbym same slicy ;]
Czuję się wywołany do tablicy…. To prawda z tymi opisami i rankingami. To samo pole zagrane w innej porze roku, przy innej pogodzie, w innym nastroju, w innym towarzystwie, przy innej grze i innym wyniku – zrobi na nas, na mnie, na Tobie – zupełnie inne wrażenie. Niezmienny jest tak naprawdę design pola, ukształtowanie dołków, wody, rozmieszczenie i architektura bunkrów; no, może jeszcze widoki z pola na otoczenie. Reszta – fairwaye, greeny, bliskie otoczenie w dużej mierze zależą od pory roku i pogody. Pozdrawiam wp