Obóz Target 54 – pamiętnik emerytowanego komandosa. (Ściśle tajne!. Bez klauzuli dostępu do tajemnicy państwowej – nie czytać !)

Część  szósta – bohaterowie są zmęczeni. Czyli o wypaleniu zawodowym, Wenie co się wypięła i beznadziejnym życiu golfisty.

Siedzę. Przy komputerze siedzę. Patrzę. W klawiaturę patrzę. I nic nie widzę. To znaczy widzę, ale tylko klawiaturę widzę. Weny nie widzę. A piękna była ta Wena. Pierś jędrną, skórę gładką i pośladki w kształcie serduszka miała. Takiego z WOŚP. A teraz nic. Klawiatura.

Komandosi zniknęli, majora porwali, dżunglę zakryła mgła. Czas wracać. Wsiadać do brzuchatego smoka i do błota na ulicach i w sercach dobrej zmiany, wracać.

Nastał czas na podsumowanie wyprawy Target 54.

Wprawdzie miały być jeszcze trzy odcinki, ale ani Wy, ani ja byśmy tego nie wytrzymali.

Koniec.

To teraz tak na szybko.

Phoenix Gold Club – Pattayia

Phoenix Country Club to trzy mistrzowskie dziewiątki : Lake , Ocean i Mountain. Ladies European Thailand Championship 2017 – to tu.

40 stopni, zakatarzona caddy, nie moja, przydziałowa, tajska. Pierwsza dziewiątka „Lake” jak sama nazwa wskazuje barrrrdzo wodnista. Tylko wskoczyć i się ochłodzić. Ochładzała się moja piłeczka. Jak zaczarowana. Woda i chlup. Jakie wyjście? Odczarować. Wyjmuję nową, żółtą i tłumaczę  caddy, że będzie  czary mary i zacznę grać lepiej.

Przed nami kolejna woda. Przygotowuję się do strzału, tą nową piłeczką.  Caddy chwyta mnie za rękę i mówi „ to może zagraj najpierw tą starą piłeczką, a jak dobrze upadnie, to zamienisz”.

I jak mam dobrze grać, jak nawet caddy, ta  tajska caddy, we mnie, super golfistę, nie wierzy. Mój polski, własny  Caddy,  wierzy we mnie bezgranicznie. W wyborze win.

Phoenix , pole  w sumie fajne, ale tłumy jak na Maspalomas , na Gran Canarii. Jeżeli już grać to konfigurację Lake/Mountain.

Przenosimy się w czasie, nie w przestrzeni. Dalej tropiki.

Siedzę. Nic nie piję, bo się napiłem, czerwonego, australijskiego, nad morzem, którego nie widziałem, bo od osiemnastej noc. Wieczorne wybieranie knajpy nad morzem, bo romantycznie, nie ma sensu. Nic nie widać. To co widać? Krewetki w sosie curry, kraby w cieście, morskiego okonia na parze, kałamarnice, żeberka niby przypalone, a nie przypalone. To widać. A  jakie to  wszystko smakowite. Nadzwyczajnie. A zupy!. Co za zupy. Tylko spać trudno, z takim brzuchem. Co istotne, cenowo przystępnie. Produkcja brzuchów za grosze. Wino drogie, nawet w lokalnych winnicach. Bez stówy nie siadaj.

Black Mountain Golf Club – Hua Hin

Siedzę. Rano siedzę. Bo wstałem. Pobudka 7 am. Plażę zamietli. Czyściutka i żółta. Do wody 30 metrów. Tak się mieszka. A za śniegiem tęskno. Chociaż, jak na razie, komarów tu nie ma. A tyle nabrałem spray-ów komarnych. Malarii nie chciałem. A komarów nie dali. Przez cały pobyt nie dali. Jaszczurki dali, węże dali, żaby w basenie i meduzy, które mnie zeżarły, też dali. Czego mi jeszcze trzeba? Przyzwoitej gry na polu – nie dali.

Black Mountain ma trzy dziewiątki i to najpiękniejsze na świecie dziewiątki. Na pewno te najpiękniejsze to dwie : The East Course i The North Course. Na West – najmłodszym, dodali w 2016 roku, nie grałem.

A zaczęło się od alertu pogodowego. Arktyczne mrozy spłynęły na Tajlandię. Temperatura spadła do 25 stopni. Zaciągnęło się i zamżyło. Caddy, moja prywatna Caddy, w odróżnieniu od państwowej, pisze się z dużej litery. A więc Caddy założyła puchówę. Co za wstyd.

Pole zapłacone i mimo że mróz, trzeba było grać.

Piękniejszego nie ma. Zielone wzgórza, dołki z  przewyższeniami, z lekka ugłaskana przyroda. Węże, czaple, kormorany i watahy bezpańskich, z przetrąconymi łapami, psów. Zamieszkać i grać i grać i grać. W programie dali zagrać raz.

Best Golf Course in Asia Pacific – for a third time. Best Golf Course in Thailand – for a seventh time. Black Mountain Golf Club in Hua Hin, Thailand, was heavily awarded at the Asia Golf Awards 2017, held Thursday night in Danang, Vietnam.

Powyżej po tajsku chwalą się nagrodami. Nie dodali, że są w pierwszej pięćdziesiątce pól golfowych na świecie (wyłączając USA).

No i nie skończyłem. Nie podsumowałem. Wybaczcie i wytrzymajcie. Będzie jeszcze jeden odcinek.

Ps. Przysłowie tajskie. Źle zagrałeś? To nic. Gorzej być  głównym aktorem na pogrzebie.

Wiadomość z ostatniej chwili :

A jednak koniec. Podsumowanie kupił magazyn Golf & Roll.

Czytajcie Golf & Roll. Będzie o Tajlandii po ludzku. Bez majora, komandosów i wybuchowych żab. Za to o cenach i organizacji wyjazdu będzie. Major się wypowie, ale to już nie major będzie, a Krzysztof Czupryna. Wszak od lat mieszka na tajskich polach.

Jack Holmes, emerytowany komandos, były super golfista Jacek Zaidlewicz

 

 

You may also like

Comments are closed.