Obóz Target 54 – pamiętnik emerytowanego komandosa. (Ściśle tajne!. Bez klauzuli dostępu do tajemnicy państwowej – nie czytać !)

Minister wojny w czasie pokoju, ze względu na sytuację, trudną sytuację, powołał ściśle tajną grupę dywersyjną, do działań na tyłach przyszłego wroga. Najlepsi z najlepszych, wyselekcjonowani z wojsk obrony terytorialnej, spotkali się na obozie szkoleniowym w Tajlandii. Obóz poprowadził major w stanie spoczynku,  Chris „Sahib” Czupryna.

Część pierwsza – nocne spotkanie w Bangkoku.

Lecę. Nie siedzę. Nie leżę, nie płynę. Lecę. Nawet nie piję, Nie, żebym nie chciał. Nie dają.

Lecę jak zrodzona z burzy, pierwsza tego imienia , matka smoków, Deneris.  Ona latała na smoku, ja w smoku. Airbus A 380 to olbrzymie bydlę. Trzy piętra. Caddy i ja pod pokładem, najtaniej i do kijów golfowych bliżej. A poza tym lecimy w misji, specjalnej, tajnej. W tropiki na obóz przetrwania. Dla zachowania maksymalnej tajności przedsięwzięcia, nie znamy uczestników obozu. Nawiązanie pierwszego kontaktu, na lotnisku w Bangkoku, też tajne. Nieznana nam osoba będzie czekać w hali przylotów z  tekturką  „Target 54 – follow me”.

Startujemy z Berlina, dla zmylenia śladów, przesiadka we Frankfurcie i po 12 godzinach Bangkok.

Hala przylotów – osoby brak, tabliczki brak. Czujemy, że jesteśmy obserwowani. Udajemy turystów, którzy przyjechali na golfa. Kapelusze, buty golfowe przerzucone przez ramię, do paska przyczepiony ręcznik z metalową szczoteczką. Przestają nas obserwować – golfiści myślą i odchodzą. Zostajemy sami. Jak to na lotnisku w Bangkoku  – żywej duszy. Myśli kłębią się w głowie. Co dalej, jakie było działanie awaryjne? Restauracja rybna – zakrzyknął mój sprawny mózg! Jak ona się nazywała? – myśli mój sprawny mózg. Nie wymyślił.  Szybkie spojrzenie w zaszyfrowany telefon. Jest. „If it swims, we have it”.

Bangkok, późny wieczór. Brak taksówek, na ulicach korki. Spotkanie za 15 minut. Błyskawiczna decyzja. Wskakujemy na motobike taxi, bagaże za nami rykszą. (przypis autora : motorbike taxi – bardzo popularny rodzaj transportu w zatłoczonym Bangkoku.  Dowózka na tylnym siodełku skutera)

Jesteśmy na miejscu. Dziesiątka kucharzy z patelniami w dłoniach bacznie nam się przygląda. Udajemy Europejczyków. Wracają do zajęć.

Co drugi, wyłożony na tacy krab, łypie na nas swoimi małymi oczkami. My wiemy, że to oczy kamer. Bez chwili zastanowienia niszczymy je wrzucając do wrzątku. Mięso bardzo smaczne, kamery wypluwamy. (przypis autora : restauracji nie polecam. Droga, wielka jak lotnisko i trzeba samemu wybrać to co chcesz zjeść. Po zważeniu, tego co przed chwilą pływało,  kucharz przygotuje wedle życzenia. Jakiego życzenia!, przecież ja się na tym nie znam.  Najtańsze wino 200 zł. Biorę whisky- tańsza. Do ryby ? Zresztą przesuszonej. Pewnie jak zobaczył , że biorę whisky do ryby, to przesuszył).  

Są nasi! Udają Europejczyków, zamawiają,  piją, płacą.  Wychodzimy pojedynczo. Na skutery  i do hotelu. Odprawa. Poznajemy się. Dziesięciu wspaniałych, w tym Caddy.  Jedyna kobieta w zespole. Zasłużyła. Przeszła szkolenie Navy Seals i się nie utopiła. Dzielna Caddy.

Plan na jutro.

Śniadanie : płatki z bambusa, zalane sosem z eukaliptusa. Zagryzione mięsem z węża, który w trakcie gryzienia, pięknie się rozpręża. Dzięki temu porcja staje się większa i pożywniejsza. Tak jadają komandosi w tropikach. Podobno!

Wyjazd do Khao Yai, zakwaterowanie w szałasach i pierwsza gra na polu Sir James.

 

You may also like

2 Comments

  1. …kończy się, jak ucięte nożem w VII sezonie Gry o Tron:-( Jacku, gdzie ciąg dalszy? Tak się nie robi, czuję się jakby ktoś odebrał mi szklaneczkę 18-letniej rudej herbatki po pierwszym, rozgrzewającym łyku!$%&**#@

  2. Osiemnastoletnia? Ruda? Uwielbiam. Nowy odcinek w niedzielę. O szóstej rano. Będzie o młodym bombardierze, spotkaniu w dżungli i zupie rybnej.
    Pozdrawiam jacek

Comments are closed.