- Podróż
Co roku w styczniu jeżdżę na targi do Dubaju. Korzystając z okazji, przedłużam sobie pobyt o kilka dni, grając w golfa. Nic więc dziwnego, że w ciągu kilku ostatnich lat zagrałem wszystkie 18-sto dołkowe pola w Emiratach, poza Al Ain, które położone jest ponad 150 km od Dubaju.
Traf chciał, że w ciągu kilku ostatnich miesięcy, dwóch kolegów wspomniało o Omanie. Pogrzebałem w necie i stwierdziłem : stolica Muscat, 450 km autostradą od Dubaju, 3 pola golfowe. No to wniosek nasunął się sam – jadę tam zagrać.
Samolot z Warszawy ląduje w Dubaju o 22.05. Pierwszy lot do Muscat jest o 02.45 nad ranem. Co będę siedział prawie 5 godzin na lotnisku, myślę sobie. Przecież w ciągu godziny odbiorę bagaż, wezmę auto z Avis i w 3-4 godziny dojadę autostradą do hotelu. Najpóźniej o 2-3 w nocy będę na miejscu.
No, może będę trochę zmęczony, ale siedząc w nocy na lotnisku w Dubaju, lecąc godzinę i 10 minut do Muscat, odbierając bagaż, jadąc ponad 50 km z lotniska do hotelu, też nie odpocznę, a na miejsce jak by nie patrzeć, nie dotrę przed 05.30. Bez sensu. Jadę autem. Przy okazji przecież, wracając stamtąd za dnia pooglądam sobie ciekawe krajobrazy. Jak wymyśliłem, tak zrobiłem.
Po wylądowaniu w Dubaju odebrałem kije i walizkę i polazłem do Avis. W tej firmie mam status preferred, co daje m.in. ten przywilej, że od razu odbieram samochód, bez sprawdzania danych, wypełniania formularzy itp. Ale tym razem czekała mnie niespodzianka. Pan uważnie obejrzał moją kartę członkowską i zaprosił mnie po odbiór samochodu … na rano. „Jak to ?”, zapytałem. „Nie mają Państwo danych w systemie, że odbieram auto i jadę od razu do Omanu ?” „Mamy”, poinformował mnie pan, „ale do Omanu potrzebuje pan specjalne ubezpieczenie, a auto z takim ubezpieczeniem będzie dostępne dopiero rano”. „Nie ma problemu”, odpowiedziałem, „proszę mi zwrócić za opłaconą noc w hotelu w Omanie i zapłacić mi za nocleg w Dubaju”. „Nie mam na to funduszy”, odpowiedział, uprzejmie pan. „No to macie państwo problem”, stwierdziłem, „ja się stąd nie ruszam bez samochodu”. Pan zaczął nerwowo dzwonić i po paru minutach, powiedział : „Ok, będzie auto, ale za jakąś godzinę”. Dobra, czekam. Auto oczywiście przyjechało, ale oględziny (miało sporo zadrapań), mycie szyb itp., zajęły kolejne minuty. Było więc już grubo po północy, kiedy wreszcie wyjechałem z lotniska.
Podróżując po różnych krajach korzystam z nawigacji w telefonie, najczęściej Google Maps, albo Maps me. Problem jednak jest taki, że albo w Dubaju za szybko budują nowe wiadukty, obwodnice itp., albo w aplikacjach nawigacyjnych za wolno wprowadzają korekty. Może zresztą i jedno i drugie. Tak czy inaczej zanim wydostałem się na właściwą autostradę w kierunku Omanu, pobłądziłem ze trzy razy. A jadąc obwodnicą, czy drogą szybkiego ruchu, nie jest łatwo zawrócić jak się nie skręciło we właściwym momencie. Najczęściej trzeba jechać kolejne parę, paręnaście km, zanim można zawrócić. Zmęczony i lekko już wkurzony trafiłem wreszcie na właściwą drogę i z ulgą zobaczyłem znak : Oman 105 km (do granicy, oczywiście). Chciałem trochę nadrobić stracony czas, więc lekko przyspieszyłem. Na autostradach w Dubaju speed limit to 120 km/godz., miejscami 110, a na drogach szybkiego ruchu – 90. Można jechać 20 km szybciej, ale przekroczenie prędkości chociażby o jeden kilometr ponad to, grozi zdjęciem z fotoradaru. A fotoradary stoją co 3-4 km. W pierwszych więc 30-u minutach jazdy dostałem 4 fotki. Kurza twarz. Przestaje mi się to wszystko podobać, pomyślałem !
Wreszcie dojechałem na granicę. Młody Arab w mundurze uważnie mi się przyjrzał i powiedział – „Sorry, ta granica, w nocy jest zamknięta, musisz jechać na inną”. Fajnie, pomyślałem i zapytałem : „dokąd mam jechać” ? Krótko mi wytłumaczył i kazał zawracać.
Co było robić, zawróciłem i pojechałem zgodnie ze wskazówkami na inne przejście graniczne. Zajęło mi to kolejne 40 min, ale co tam, ważne, że już za chwilę będę w Omanie. Grzecznie podjechałem do szlabanu na kolejnej granicy. Pogranicznik pochylił się do otwartego okna i zapytał – „Ubezpieczenie na Oman masz ?” „Ha !”, powiedziałem – „proszę bardzo”. Obejrzał, oddał mi je i powiedział : „Z tym ubezpieczeniem, tu, granicy nie przekroczysz. Musisz jechać na inne przejście”. Dobrze, że nie znał polskiego, bo mógłby mnie dość łatwo zaaresztować za używanie wyrazów powszechnie uznawanych za obraźliwe. Wkurzony na maksa, zawróciłem i pojechałem w kierunku na Hamra, gdzie jak mi powiedziano jest całodobowe przejście graniczne. Moje wkurzenie wzrosło dwukrotnie, gdy dojeżdżając do granicy zobaczyłem drogowskaz – Dubaj – 125 km. A już byłem 4 godziny w podróży.
Do trzech razy sztuka, mówi przysłowie, no i się sprawdziło. 20 min na wypełnienie formularzy wizowych, oglądanie paszportu, sprawdzanie ubezpieczenia, jakieś drobne opłaty i znalazłem się w Omanie. Mocna kawa na najbliższej stacji benzynowej, Red Bull na drogę i już tylko niewiele ponad 300 km przede mną. Starałem się odpędzić natrętną myśl, że lecąc samolotem pewnie dojeżdżałbym już do hotelu. Zacisnąłem zęby i jadąc przepisowo niewiele ponad 130 km/godz., o 8.00 rano wjechałem do Muskatu, a o 8.30 podjechałem pod hotel.
No cóż, za głupotę się płaci. Ponad 5 godz. lotu, 2 godziny na wyjście z lotniska i odbiór samochodu, prawie 9 godz. w aucie, w drodze. Prawie 18 godz. od wyjścia z domu i jestem na miejscu. Ufff.
Check in, 4 godziny snu, kanapka na szybko i do auta i na pierwsze pole golfowe. Jednak jestem wariat, nie ?
- Oman
Sułtanat Omanu położony jest na południowo wschodnim końcu Półwyspu Arabskiego, nad Morzem Arabskim i Zatoką Omańską. Graniczy z Jemenem, Arabią Saudyjską i Zjednoczonym Emiratami Arabskimi. Stolica Mascat (Muscat). Powierzchnia kraju niewiele mniejsza od Polski – 310 tys. km2, przy liczbie ludności ok. 3,3 mln, z czego prawie 1/3 żyje w stolicy. Prawie 70% pow. kraju stanowi pustynia Ar-Rab al-Chali. Na północnym wschodzie duży płaskowyż, ok 2 tys. m n.p.m., z najwyższą górą Dżabal Szams – ponad 3 tys. m wysokości.
Ok. 2 tys. lat p.n.e. Oman był bogatym i ważnym ośrodkiem handlowym, słynącym z produkcji kadzideł. Islamizacja kraju nastąpiła w VIII wieku n.e. W 1290 r. dotarł tu Marco Polo, a od początku XVI w kraj zaczęli kolonizować Portugalczycy, wyparci przez Arabów; potem kraj został praktycznie skolonizowany przez Brytyjczyków. W 1951 r. Oman został uznany za niepodległy kraj. Od 1970 r. krajem rządzi Sułtan Kabus ibn Sa’id, który obalił swego ojca, a w 1975 r. zjednoczył sułtanat Mascatu i imamat Omanu w Sułtanat Omanu. Panuje do dziś, będąc głową państwa, szefem rządu i ministrem spraw zagranicznych, obrony i finansów.
Kraj jest znaczącym producentem ropy naftowej i gazu, drugim co wielkości wśród krajów arabskich w rybołówstwie, ósmym na świecie producentem daktyli. Od końca lat 90-tych industrializuje się – wydobycie miedzi, energetyka, telekomunikacja, infrastruktura.
Trzy czwarte ludności stanowią Arabowie omańscy, a resztę Hindusi, Pakistańczycy, Filipińczycy i mieszkańcy Bangladeszu.
- Muscat, hotel
Muscat to dość nowoczesne miasto, przepięknie położone nad samym morzem i otoczone nagimi górami. Dominują niewysokie, białe budynki, a miasto przecina i oplata sieć dróg szybkiego ruchu i autostrad. Ogromne wrażenie robi największy w Omanie meczet Sułtan Qaboos wybudowany w 2001 r., mogący pomieścić 20 tys. osób, z tego 6,5 tys. w męskiej sali modlitewnej; z największym na świecie żyrandolem o średnicy 8 m, wysokości 14 m i ciężarze 8 ton. Piękny również i wart zobaczenia jest gmach opery oraz niewielkie stare miasto, leżące nad samą wodą i mieszczące między innymi duży bazar.
Hotel Shangri La Barr Al Jissah Resort & Spa w którym się zatrzymałem, leży ok. 15 km na południowy wschód od miasta. Otoczony jest nagimi górami i skałami schodzącymi wprost do morza i tworzącymi iście księżycowy, czy marsjański krajobraz. A w środku tego piaszczysta plaża, zielone trawniki z licznymi palmami i dużo zatok i zatoczek tworzą bardzo przyjemne otoczenie. Sam resort składa się z trzech hoteli, oddalonych od siebie o kilkaset metrów : Al Husn (najelegantszy), Al Bandar i Al Waha (dla rodzin z dziećmi).
- Golf
W całym Sułtanacie Omanu jest pięć pól golfowych, z tego trzy w Muscat oraz jedno piaszczyste i jedno w budowie, poza stolicą kraju.
Wszystkie pola w Muscat leżą pod drugiej, zachodniej stronie miasta, więc za każdym razem miałem do pokonania z hotelu dystans rzędu 40-50 km w jedną stronę.
Po wielogodzinnej podróży i 4 godzinach snu, na pierwszy ogień wybrałem najsłabsze pole – Ghala Valley Golf Club. Trudno było tam dojechać, bo nawigacja uparcie prowadziła mnie do starego, widać, wjazdu, zamkniętego przez budujące się osiedle. Krążyłem więc wokół pola dobre 30 min, zanim znalazłem właściwą drogę. To było początkowo piaszczyste pole, zaprojektowane przez Bill Longmuir w 1971 r. Pierwszą dziewiątkę obsiano trawą w 2010 r., a drugą w 2012 r. Jest to praktycznie płaskie pole, położone w wąwozie, z budującymi się na wzgórzach, po obu stronach, nowymi domami. Pierwsza dziewiątka – bez specjalnego pomysłu; raczej proste dołki i jedynie na 7-9 dość trudne, wąskie otwarcia, między rosnącymi drzewami. Back nine dużo ciekawsza z kilkoma tricky dołkami i ze znacząco większą ilością piaszczystych waste area pomiędzy, lub wzdłuż fairway’ów, choć kilka dołków tuż przy ruchliwej obwodnicy. Woda pojawia się dopiero przed greenem 18-tego dołka. Jakość pola średnia. Dom klubowy bez rewelacji. Green fee – 85 €. Możecie sobie darować to pole.
Po powrocie do hotelu i szybkiej kolacji padłem jak nieżywy. Ponieważ okazało się, że muszę być w Dubaju już za dwa dni, przed wieczorem, to na kolejny dzień zaplanowałem grę na dwóch polach.
Muscat Hills Golf & Country Club to pierwsze, otwarte w 2009 r., trawiaste pole w Muscat. Położone parę km na zachód od centrum miasta, na zamkniętym terenie, z dużą ilością domów i kolejnymi, budującymi się na terenie Country Club. Bardzo dobrze i ciekawie zaprojektowane, na pagórkowatym terenie z wieloma przewyższeniami. Parę dołków granych przez wąwozy, parę blind holes, parę dogleg. Na pierwszej dziewiątce podobały mi się dołki 6-y i 8-y; na drugiej, chyba ładniejszej – otwierający 10-y, 12-y i 18-y. Pole dobrze utrzymane, ciekawe, dające wyzwanie do gry. Nie przepadam za domami stojącymi wzdłuż fairway’ów, ale tu, być może przez niezbyt nachalną zabudowę i różnorodność, niespecjalnie mi przeszkadzały. Słaby, chyba tymczasowy dom klubowy z czymś co nawet trudno nazwać pro-shop’em. Green fee – 120 €. Warto zagrać to pole.
Almouj Golf, The Wave. Dojechałem tam w 15 min z poprzedniego pola. Zjadłem na lunch smaczną sałatkę, zapłaciłem za green fee – 120 € , wziąłem buggy i ruszyłem na 1-e tee. Pole zostało otwarte w 2012 r., zaprojektowane przez The Shark – Grega Normana. To masterpiece. Przepięknie położone nad samym brzegiem morza z widocznym na horyzoncie pasmem gór Hajar. Pole typu links. Nie dość, że nad wodą z wieloma dołkami, granymi w kierunku morza (śliczny dołek 2-gi, par 3, z green’em tuż przed plażą), lub wzdłuż morza, to jeszcze ze stawami na paru dołkach. Bardzo ciekawie i ładnie zaprojektowane, a jednocześnie z dużym wyzwaniem golfowym. Super utrzymane. Na front nine szczególnie podobały mi się dołki 2-i, 4-y, 8-y i 9-y. W ogóle pierwsza dziewiątka ładniejsza. Na drugiej ciekawe dołki to : 12-y, 16-y i 18-y – znowu z greenem nad wodą. Piękne, trudne bunkry z biały piaskiem, bardzo porządne tee off. Nie ma się do czego przyczepić. Na takie pola można wracać w kółko. W naturalny sposób grając na nim porównywałem je do Yas Links w Abu Dhabi; i jak dla mnie to pole jest i ciekawsze golfowo i ładniejszymi widokami. Porządny dom klubowy i dobra knajpa dopełniają całości. Bardzo polecam.
- Powrót
Śniadanie, pakowanie, check out i około południa wyruszyłem w drogę powrotną do Dubaju. Autostrada przez Oman (tym razem za dnia) nieciekawa : daleko od morza z niekończącymi się praktycznie przez cały czas, stojącymi wzdłuż drogi zabudowaniami. Po trzech godzinach byłem na granicy, chyba jako jedenaste auto w kolejce. Myślałem, że rach-ciach, góra 10-15 min i będę po drugiej stronie. Nic jednak bardziej mylnego – odprawa jednego auta to około 5 min. Gdy wreszcie podjechałem pod okienko, oficer straży granicznej kazał mi zjechać na bok i pójść odprawić się do budynku, co zajęło mi prawie godzinę i nie pytajcie proszę czemu, bo nie wiem. Wróciły mi wspomnienia z lat 80-tych, z przekraczania granicy w Świecku, czy między Berlinem Wsch. i Zach. – koszmar. Dodatkowo granica między Omanem i ZEA rozdzielona – jak murem chińskim – wysoką siatką, z zasiekami, z reflektorami, ciągnie się przez góry, aż po horyzont. Brrrr. Za to droga za granicą – piękna, przez pustynię z super widokami. Niby 450 km autostradą, ale tankowanie, kawa, granica i znowu zeszło prawie 7 godz.
Nie jedźcie z Dubaju do Omanu samochodem. Nigdy. Lećcie tam samolotem i zagrajcie Almouj Golf. Warto !
Wojciech Pasynkiewicz
Brzmi jak fajna przygoda, zwłaszcza że jako pierwsza została przedstawiona 😉 chyba fajnie wrócić do tego “błędu” jakim była podróż autem i powspominać te wszystkie niedogodności. Nie do końca rozumiem co to znaczy piaszczyste pole golfowe? Pole golfowe z założenia ma dla mnie trawę, nawet jeśli jest to ” koszona łąka” z greenem i tee boxem. Jeśli piaszczyste to znaczy jeden wielki bunkier to ciekawie musiało się grać.
Sorry, że tak późno odpowiadam. Piaszczyste pole to takie gdzie nie ma trawy. Tak, tak, są takie pola. Jak jest w miarę równo i dość twardo to grasz a piachu, tak jakby z waste area. Jak jest zbyt miękko, albo są kamienie to idziesz własną matą i grasz z maty. Widziałem takie pole w Afganistanie
Ciekawe. Trzeba wziąć melexa z przyczepą by matę wozić 😉 Nie byłoby to moje ulubione pole, pewnie byłbym mega zły i nic by nie wyszło