Pizza Italiana i Amore – druga opowieść o golfie we Włoszech, czyli 10 pól w Lazio i Toskanii podczas długiego weekendu majowego.
Nie ma nic lepszego na świecie niż długi weekend majowy. No, może trochę przesadzam, ale jeśli wystarczy wziąć tylko trzy dni urlopu, żeby mieć dziewięć dni wolnego, to naprawdę nie jest źle. Szczególnie gdy przed nami wypad do Wiecznego Miasta, czyli Rzymu, odwiedziny u przyjaciół, wycieczka po Toskanii, zwiedzanie Florencji i oczywiście golf w międzyczasie.
Tak się złożyło, że nasi sąsiedzi i przyjaciele kupili sobie apartament w Rzymie. Jedni wolą Mazury, inni Hiszpanię albo jakiś kurort narciarski, a oni lubią miasto: jego gwar, hałas i życie przez całą dobę. De gustibus non est disputandum – czyli wolnoć Tomku w swoim domku, bo o gustach i upodobaniach się nie dyskutuje. Polecieliśmy więc sobie tanimi liniami do stolicy Włoch, wynajęliśmy auto i zadekowaliśmy się w niewielkim butikowym hoteliku tuż obok Schodów Hiszpańskich i słynnej z modowych i snobistycznych sklepów ulicy – Via dei Condotti.
Hotelik renomowany, drogi, ale pokoik malutki, z oświetleniem, które bardziej służyło do dekoracji niż rozjaśnienia mroku, i ścianą innego budynku dwa metry od naszego okna. Co tam, uśmiechnęliśmy się do siebie, czy to ważne? Przecież tuż obok, dobrze ponad dwa tysiące lat temu przechadzali się Rzymianie, planując podboje kolejnych krajów lub budowę nowej wspaniałej świątyni.
Spędziliśmy uroczy weekend w Rzymie, rano grając w golfa, a wieczorami łażąc po mieście, z obowiązkowym wrzuceniem pieniążka (przez lewe ramię!!!) do Fontanny di Trevi, żeby tu oczywiście jeszcze kiedyś wrócić. Odwiedziliśmy naszych przyjaciół, remontujących apartament przy Schodach Hiszpańskich i wypiliśmy z nimi po lampce proseco w ekskluzywnym Hotelu De Russie, gdzie język rosyjski był częściej słyszany niż włoski czy angielski.
Nie po to jednak zajrzeliście na golfguru i nieprzypadkowo zaczęliście czytać ten felieton, żeby się dowiedzieć o zabytkach Rzymu, tylko po to, żeby poszerzyć swoją wiedzę o polach golfowych. A więc po kolei:
- Sobota – Marco Simone Golf & Country Club: projekt Jima Fazio, otwarte w 1989 roku, green fee 90 €.

Marco Simone – 18, par 4
W 2022 roku ten klub będzie gospodarzem Ryder Cup, oczekiwaliśmy więc ładnego i ciekawego pola. Położone jest 28 km na północny wschód od centrum miasta, dojazd jest łatwy i szybki. Dość duży dom klubowy, ale ze słabym pro shopem i niezbyt zachęcającą restauracją. Pierwszy szok przeżyliśmy, gdy podstawiono nam buggy. Tak brudnego melexa nie widziałem jeszcze nigdy w życiu. Drugi szok przeżyliśmy na polu. Nie najgorzej, interesująco zaprojektowane, ale bardzo zaniedbane. Dziury na przesuszonych fairwayach, nie najlepsze greeny, zaniedbane bunkry, słabe tee off i generalnie wszechobecny brud: połamane kosze na śmieci, słabo oznakowane kierunki wyznaczające drogę do kolejnych dołków. Ogólnie, jak to mówi mój kolega: „syf, kiła i mogiła”. Samo pole na nieznacznie pofałdowanym terenie, częściowo wśród drzew, częściowo na otwartej przestrzeni, z widokami na okoliczne niewysokie wzgórza i rzędy domów, choć dość odległych. Na drugiej dziewiątce idące w poprzek pola linie wysokiego napięcia. Na front nine podobał mi się dołek nr 5, par 3, grany z przewyższenia, z greenem za wodą z bunkrami z tyłu. Na back nine ładny dołek nr 18, par 4, lekki, opadający w dół dogleg, z ogromnymi bunkrami na wprost otwarcia. Pole średnie, choć pewnie przed Ryder Cup je dopieszczą. Na razie nie polecam.

Marco Simone – 17, par 5
- Niedziela – Golf Club Parco de’ Medici, White (9), Blue (9) & Red (9) Courses, Sheraton Golf Resort: projekt David Mezzacane, otwarte w 1990 roku, green fee 100 €

Parco de’Medici, White Course – 7, par 3
Pole położone zaledwie 18 km na południe od Rzymu, w zasadzie jeszcze w jego granicach, z górującym nad nim dużym hotelem Sheraton. Trzy dziewiątki, zagraliśmy dwie pierwsze White & Blue. Praktycznie płaskie pole, początkowo z szeregiem niedużych domków po bokach, należących do hotelu, a potem z dość rzadkimi drzewami. Z niektórych dołków widoczne wysokie zabudowania zaczynającego się miasta, choć na polu cisza i spokój. Trochę wody i dość duże bunkry nieznacznie utrudniają grę, ale prawie wszędzie sporo miejsca wybaczającego złe zagrania. Brak spektakularnych dołków, ale ogólne wrażenie dość pozytywne. Na White podobały mi się dołki 5, par 4 i 7, par 3, a na Blue 7, par 4 z greenem otoczonym wodą. Dom klubowy i pro shop bez uwag. Blisko miasta, z dobrym i szybkim dojazdem. Możliwość gry na trzech różnych dziewiątkach to plusy tego klubu. Pole średnio utrzymane, ale bez dramatu. Raczej nie polecam.

Parco de’Medici, White Course – 6, par 4
Wypiliśmy rano cappuccino, spakowaliśmy walizki i kije golfowe i ruszyliśmy w kierunku Toskanii, choć nie od razu…
- Poniedziałek przed południem – Olgiata Golf Club, West Course (18) & East Course (9), zaprojektowane przez C. Kenneth Cotton w 1961 roku, przearanżowane przez Jim Fazio w 2012 roku, green fee 160 €.

Olgiata GC, West Course – 3, par 4, si 1
Położony 28 km na północny zachód od Rzymu klub. To w zasadzie Country Club z dużą ilością wolno stojących domów – takie osiedle dla nieco bogatszych, dla których codzienny dojazd do pracy, do miasta, nie jest problemem, a którzy cenią sobie spokój i przyrodę – pole jest usytuowane z dala od zabudowań. Przepiękny course. Na dość pofałdowanym terenie z niewielkimi wzgórzami, otoczony lasem, z bardzo ładnie i ciekawie zaprojektowanymi dołkami. Jakość fairwayów i greenów bez zarzutu. Niewielkie stawy na dołkach 6 i 14 i małe strumyczki na 8, 10, 15 i 18. Dobrze utrzymane bunkry, porządne tee off. Przyjemność gry i wyzwanie. Podobał mi się dołek 3, par 4, stroke index 1, 6, par 5 i na drugiej dziewiątce 12 i 13, oba par 4. Główny budynek klubowy nieco odległy od pola, ze średnią restauracją, mały pro shop. Bardzo polecam to pole.
Po grze od razu do auta i na kolejne pole. Dystans 27 km, szybki lunch i gotowi na nowe wyzwanie.
- Poniedziałek po południu – Golf Nazionale SSD, pole zaprojektowane przez Jim Fazio & David Mezzacane, otwarte w 1990 roku, green fee 70 €.

Golf Nazionale SSD – 1, par 5
Poprawnie zaprojektowane pole. Położone na niewielkich wzgórzach, wśród lasów z widokiem na wysokie góry na horyzoncie. Nie ma zabudowań. Przyroda, golf i ty. Fajnie. Jakość całkiem porządna. Podobał mi się dołek otwierający 1, par 5 i 4, par 4, si 1 oraz 10, par 4, grany przez wąwóz i kończący 18, par 5, z wysoko wyniesionym greenem. Dom klubowy i pro shop OK. Polecam to pole.

Golf Nazionale SSD – 1, par 5
Tym razem do przejechania było 118 km. Daliśmy radę, zameldowaliśmy się w resorcie, zamówiliśmy do pokoju chianti, talerz serów i zmęczeni poszliśmy spać.
- Wtorek – Argentario Golf Club, zaprojektowane przez David Mezzacane & Baldovino Dassu, otwarte w 2006 roku, green fee 45 € (dla gości resortu).

Argentario GC – 2, par 3
Znany resort golfowy położony nad morzem, choć tylko z jedną 18-tką. Nowoczesny budynek hotelowy. Króluje włoski design ze smakiem i rozmachem. Duże, ładnie urządzone pokoje, choć łazienka niejako w środku, ale za to przyjemny widok z tarasu na otaczające wzgórza i częściowo na pole golfowe. Niestety od rana padał deszcz i mieliśmy wątpliwości, czy iść grać. Chęć zmierzenia się z polem zwyciężyła, ale na krótko, bo niewielkie opady zaczęły przybierać na sile, żeby wkrótce zmienić się w ulewę. Poddaliśmy się po dziewięciu dołkach. Pole położone na niewielkich wzgórzach, otoczone lasem i z widokiem na morze z kilku dołków. Jakość nie powala, choć padający deszcz i nasiąknięte wodą fairwaye nie pozwalają na wydanie jednoznacznej opinii. Dom klubowy mieści się w budynku hotelowym, a pro shop jest ok. Nie zagraliśmy drugiej dziewiątki, więc trudno mi ocenić całość i dać jednoznaczną rekomendację. Chętnie bym zagrał jeszcze raz, przy lepszej pogodzie, ale jechać tam specjalnie tylko po to, raczej nie zamierzam.

Argentario GC – 3, par 5
Z Argentario do Terme było 60 km. Ja prowadziłem, żona czytała mi na głos o zabytkach Toskanii i czas szybko zleciał.
- Środa – Terme di Saturnia Golf Club, zaprojektowane przez Ronald Fream & Golf Plan Studio, otwarte w 2008 roku, green fee 65 €.

Terme di Saturnia GC – 3, par 5
Taki sobie, zwyczajny hotel, tyle że pod oknami basen z gorącą, bulgocącą wodą, i intensywnym zapachem siarki. Dwie dobre restauracje i mnóstwo Rosjan. Pole odległe od hotelu o jakieś dwa kilometry. Duża, trochę pofałdowana i rozległa przestrzeń, z małą ilością drzew, otoczona niewielkimi wzgórzami. Pole średnio zaprojektowane i słabo utrzymane. W zasadzie podobały mi się tylko dwa dołki: 13, par 4, si 1, z ciekawym, trudnym approachem na green i opadającym lekko w dół 18, par 4, z wodą po prawej stronie greenu. Namiastka domu klubowego w postaci niewielkiego drewnianego domu z mikrobarem i jedną półką z piłeczkami, udającą pro shop. Nie polecam.

Terme di Saturnia GC – Club House
Zjedliśmy skromny lunch i ruszyliśmy na północ (75 km).
- Czwartek – The Club – Castiglion del Bosco Golf Club, zaprojektowane przez Tom Weiskopf , otwarte w 2011 roku, green fee – pole tylko dla członków klubu

Castiglion del Bosco
To miał być gwóźdź naszego wyjazdu i programu golfowego – i był. Pokój w hotelu zarezerwowałem przez booking.com bez problemu, choć za bardzo wysoką cenę, za to o zgodę na grę na polu walczyłem przez prawie trzy tygodnie. Przepiękny butikowy hotel z niewielką liczbą pokoi, a w zasadzie apartamentów, kilka wolno stojących willi, niektóre z basenami, dwie świetne restauracje z jedną oczekującą na gwiazdkę Michelina i rozległe, ciągnące się po horyzont wzgórza, porośnięte gęstym lasem. Pole odległe od hotelu o niecały kilometr. Parkujemy pod domem klubowym, podchodzi pan, informując, że zajmie się naszymi kijami, i prowadzi do oczekującego już na nas menedżera klubu – Davida Watersa. To sympatyczny Anglik, który osiem lat temu zdecydował się przenieść do Włoch. Pracował w Verdura Golf Resort na Sycylii, a rok temu przyjął propozycję pracy w del Bosco. Zaproponował, że przed grą oprowadzi nas po klubie i opowie jego historię, na co z radością przystaliśmy.
Okazało się, że właścicielem pola jest jeden z trzech braci Ferragamo – Massimo i jego żona Chiara. Mały jest nasz świat: miesiąc wcześniej, będąc w Polskiej Radzie Biznesu na uroczystości rozdania nagród magazynu Forbes, miałem okazję poznać i porozmawiać z drugim z braci, który jest właścicielem fińskiej stoczni, produkującej jachty Swan – jednej z najlepszych na świecie.
Zwiedzanie zaczęliśmy od domu klubowego. Projekt autorstwa Chiary Ferragamo i drugiej znanej designerki z Włoch. Rządzą tu naturalne materiały: kamień i drewno, wszystko najwyższej jakości. Nieduży dom urządzony z niezwykłym smakiem i stylem. Osobne szatnie i natryski dla kobiet i mężczyzn to standard, ale design, dbałość o detal, wykończenie są ponadstandardowe. Wspólna część klubowa z salką do gier (bridge, backgammon, szachy), palarnią cygar i jedną ścianą zapełnioną winami (oczywiście marki Brunello) dopełniają całość. Na dole pro shop z ubraniami golfowymi i różnymi akcesoriami niezbędnymi do uprawiania tego sportu; wszystko sygnowane Castiglion del Bosco.
Przeszliśmy do drugiego budynku, gdzie na poziomie minus jeden znajduje się garaż na buggy i przechowalnia kijów i wózków golfowych, a na parterze restauracja i bar. Wszystko wycyzelowane i „wysmaczone”.
„OK”, powiedział David, „zagrajcie sobie teraz w golfa, a po grze zapraszam was na lunch i opowiem historię pola, klubu i całej posiadłości Castiglion del Bosco”.
Tak zrobiliśmy. Buggy z naszymi kijami już czekał, pojechaliśmy więc na pierwsze tee, czyli na pierwszy dołek. Pole położone w dużej dolinie, otoczonej łagodnymi wzgórzami, niektórymi zalesionymi, innymi z winoroślą. Widok praktycznie po horyzont. Nazywam takie pola polami z oddechem. Na szczytach niektórych wzgórz domy czy rezydencje lub, jak do siebie z żoną mówimy, kolejne castiglioni.
Kilka pierwszych dołków po drugiej stronie drogi, potem wróciliśmy na tę część, przy której stoi dom klubowy. Pole projektu Toma Weiskopfa, jednego z byłych czołowych graczy w golfa na świecie, zdobywcy tytułu mistrza The Open (jeden z czterech turniejów wielkoszlemowych w golfa, jedyny rozgrywany co roku w Wielkiej Brytanii) i wielu innych wyróżnień. Tom powiedział: „Starałem się zaprojektować pole golfowe, które naturalnie wkomponowywałoby się w otoczenie i które, pomimo tego, że zostało stworzone całkiem niedawno, wyglądałoby, jakby tu było od 100 lat. I chyba mi się udało”.
Pole prawie idealnie utrzymane, zapewniające wyzwania, dające przyjemność z gry i piękne widoki. Co ciekawe, dołek 19. – pełnowymiarowe pole ma 18 dołków – to zwyczajowe określenie baru w domu klubowym, gdzie po grze wypija się kieliszek wina, piwa czy innego drinka; tu istnieje naprawdę, choć oczywiście wynik z tego dołka nie liczy się do ogólnej punktacji. To dołek sygnowany imieniem Brunello – krótkie par 3 – gdzie zamiast znaczników wyznaczających miejsce uderzenia piłeczki w kierunku greenu, stoją dwie butelki magnum Brunello.
David już na nas czekał i nie mogliśmy odmówić zaproszenia na lunch. Dwa razy tagliatelle z truflami i nieodzowne dwa kieliszki wina Brunello di Montalcino.
„OK”, powiedziałem, „jak to się zaczęło, jaka jest historia pola?”.
Salvatore Ferragamo urodził się w 1889 roku jako jedenasty z czternaściorga dzieci w ubogiej rodzinie. Gdy miał 9 lat, zrobił sobie pierwszą parę butów i doszedł do wniosku, że to jest jego powołanie. W wieku 16 lat wyemigrował do USA, najpierw do Bostonu, a następnie do Kalifornii, do Hollywood. Tam otworzył warsztat naprawy butów, a potem zaczął szyć modele na miarę. Po 13 latach wrócił do Włoch, do Florencji, i zaczął eksperymentować z designem i nowymi materiałami. Jego buty nosiły gwiazdy Hollywood, jak Marilyn Monroe czy prezydent Argentyny Eva Peron. Hitem okazały się sandały uszyte dla Judy Garland, w których zaśpiewała piosenkę Over the Rainbow w kultowym filmie Czarnoksiężnik z krainy Oz. Dorobił się szóstki dzieci i stworzył firmę Salvatore Ferragamo: buty, torebki, akcesoria, a potem także ubrania, będącą do dziś w posiadaniu rodziny i zarządzaną przez jego spadkobierców. Jedno z jego sześciorga dzieci, mieszkających w NY, Massimo, przyjechał parę lat temu do Toskanii, zachwycił się okolicą i kupił posiadłość koło Montalcino wraz z winnicami i starym Castiglion. Brunello produkowane przez niego zalicza się do pięciu najlepszych win z regionu. Castiglion wyremontował i rozbudował, tworząc 5-gwiazdkowy butikowy hotel, zarządzany przez sieć Rosewood. Tak powstało Castiglion del Bosco.
Czemu w dolinie postanowił zbudować pole golfowe, samemu nie grając w golfa, tego nie wie nikt. Długo czekał na zgodę, bo teren objęty był patronatem Unesco jako dziedzictwo narodowe. W końcu zgodę dostał, zaprosił do zaprojektowania pola Toma Weiskopfa i w 2011 roku golf course – The Club at Castiglion del Bosco – został otwarty. Stworzył magiczne miejsce, leżące w sercu Toskanii, gdzie można odpocząć w luksusowych warunkach, spacerować po urokliwej okolicy, pić wspaniałe wino, smacznie jeść albo grać w golfa. Można też robić to wszystko po kolei, tak jak myśmy zrobili. Można też nie robić nic, ciesząc się ciszą, spokojem i widokami.
Club nie należy do Włoskiego Związku Golfa (bo wtedy wszyscy jego członkowie mogliby grać), tylko jest pomyślany jako prestiżowe i ekskluzywne miejsce wyłącznie dla członków. Wpisowe, za parę, kosztuje 60 000 €, opłata roczna od osoby – 5000 €. Klub liczy około 70 członków, z tego część z USA i niektórych krajów Europy. Docelowo chcą mieć około 300 członków i w związku z tym prowadzą obecnie akcje promocyjno-reklamowe. Pierwsza zaplanowana jest w NYC, następna w Londynie. Managment wyszedł ze słusznego chyba założenia, że część ludzi zakochanych w Toskanii i często tu przyjeżdżających gra lub będzie grała w golfa, a przynależność do ekskluzywnego klubu ze wspaniałym polem golfowym sprawi im przyjemność.
Bardzo polecam.
Do pokonania było 110 km i wieczorem zameldowaliśmy się w sercu Florencji, w niewielkim hotelu tuż obok starówki. Wreszcie mogliśmy się rozpakować, bo zostawaliśmy tu aż do niedzieli, na trzy kolejne noce.
Plan był prosty: jedno pole w piątek rano i zwiedzanie Florencji po południu. Dwa pola w sobotę i romantyczna kolacja we dwoje. Zero pól w niedzielę i zwiedzanie Ponte Vecchio i Galerii Uffizi.
- Piątek – Castelfalfi Golf Club, Mountain Course (18) & Lake Course (9), zaprojektowane w 1991 r., redesigned (2011) by Rainer Preismann & Wilfried Moroder, green fee 77 €.

Castelfalfi GC – Mountain Course – Back view to the hole no. 1, par 4
Prawie 90 km na południowy zachód od Florencji, przepiękne, bajkowe pole z jedną 18-tką i 9-tką. Wysokie, niektóre dość strome, wzgórza, gęsty las dookoła i pojawiające się co pewien czas oczka wodne zapewniają wspaniałe widoki. Wymagające, trudne technicznie pole z wieloma spektakularnymi dołkami, z których najlepsze są: 9, par 3 i 18, par 4, z greenami koło siebie, oddzielonymi wodą. Bardzo dobra jakość fairwayów i greenów. Cisza, spokój, przyroda i przyjemność gry.

Castelfalfi GC – Mountain Course – 9, par 3
Brak domów dookoła i ciągnące się po horyzont wzgórza. Niewielki, drewniany domek klubowy z małą werandą i skromnym pro shopem, trochę jakby z boku pola. To resort golfowy, ale główny budynek hotelowy odległy od pola o kilka kilometrów. Warto tu przyjechać i zagrać. Jedno z piękniejszych pól golfowych. Bardzo polecam.

Castelfalfi GC – Mountain Course – Back view to the hole no. 1, par 4
- Sobota, przed południem – UNA Poggio dei Medici Golf Club, zaprojektowane przez Alvise Rossi Fioravanti & Baldovino Dassu, otwarte w 1992 roku, green fee 90 €.

UNA Poggio dei Medici – 18, par 5
Około 35 km na północ od Florencji, trochę lepsze niż średnie pole golfowe. Duży budynek klubowy z częścią hotelową, niezbyt ładny. Słaby pro shop. Pole na lekko pagórkowatym terenie, miejscami z otwartą przestrzenią, miejscami fairwaye otoczone lasem. Na horyzoncie wysokie wzgórza, a miejscami pola uprawne. Poprawnie zaprojektowane, z kilkoma całkiem ciekawymi dołkami. Podobał mi się dołek 5, par 4, 13, par 5 i kończący, 18, par 5, lekki dogleg w lewo, grany najpierw w dół, a potem pod górę. Jakość pola średnia, bez rewelacji i bez tragedii. Umiarkowanie polecam.
Restauracja nam się nie podobała, więc zapakowaliśmy kije do auta i pojechaliśmy na kolejne pole.
- Sobota po południu – Le Pavoniere Golf & Country Club, zaprojektowane przez Arnold Palmer, otwarte w 1986 roku, green fee 96 €.

Pavoniere G&CC – 4, par 4, si 1
To pole znajduje się 26 km na północny zachód od Florencji. Praktycznie płaskie, otoczone w oddali zalesionymi górami. Dość długie dołki, ale z zapasem bezpieczeństwa po bokach fairwayów na wypadek złego uderzenia. Trochę wody i strategicznie rozmieszczone rozległe bunkry stanowią główne utrudnienia. Pole porządnie utrzymane, z dobrą jakością fairwayów i greenów. Może brak spektakularnych dołków, ale nie jest nudno. Podobały mi się dołki: 4, par 4, si 1; 13 i 18, oba par 4.
Umiarkowanie polecam, bo choć pole ładne, to niczym się nie wyróżniające.

Pavoniere G&CC – 1, par 4
I to by było tyle. Przejechaliśmy autem z Rzymu do Florencji. Znaleźliśmy czas, żeby odwiedzić znajomych, połazić i pooglądać zabytki i zagrać na dziesięciu polach w osiem dni. Niezły wynik i choć ja byłem przeszczęśliwy, to żona trochę narzekała, że za dużo tego golfa. Największe rozczarowanie przeżyliśmy na przyszłym gospodarzu Ryder Cup – Marco Simone GC, a najbardziej podobały nam się pola: Olgiata, Castiglion del Bosco i Castelfalfi. Toskania jest piękna, wina wspaniałe i z przyjemnością jeszcze kiedyś tu wrócimy, bo zostało kilka nie poznanych jeszcze pól i kilka miejsc do zwiedzenia.
Pozdrawiam
Pasyn
Instagram: Traveling4golf
Facebook: fanpage – Pasyn travelling4golf
Twitter: Pasyn1
E-mail: w.pasynkiewicz@upcpoczta.pl