Siedzę, w tropikach siedzę, w półmroku siedzę, w klimatyzowanej wiatrakami jadłodajni siedzę. W Tajlandii siedzę, otoczony tysiącem skuterów i tubylców, siedzę. Mam niebieską karteczkę i zanim siedzę, stoję. Czekam.

Niebieska karteczka kosztuje 200 batów, żółta 100. Mam za 200. Więc stoję za dwieście i długo stoję. W końcu krótkofalówka zgrzyta, po tajsku zgrzyta. Stół gotowy, mogę wejść. Wchodzę. 300 Tajów siedzi. Ja wchodzę i siadam i dostaję trzy rożna, z żarzącym się żarem, rożna. Dwa na zupę, jeden na suche. Wstaję, ruszam, jak 300 Tajów ruszam, na łowy. Wyławiam, kilka krewetek, garść omułków i tyleż małż, czerwoną rybę też biorę. Karmazyn oprawiony, z przyprawami w brzuchu, tylko solę, kładę na żar  i czekam, aż dojdzie. Nie czekam bezczynnie. Zupę robię. Woda wrze, a ja wrzucam. Kapustę i inne zielone, nie wiem co wrzucam. Makaron, cienki, też wrzucam. Soki z krewetek spływają, do zupy spływają i dodają, smaku jej dodają, a ja czekam. I jem i się brudzę i nie umiem uwalniać wodnego robactwa ze skorupek, więc szarpię i oblizuję to co ubrudzone. I smaczne te brudy. I tak wtapiam się w tajskie wieczorne zwyczaje i jest cudownie, bo jutro kolejne pole, a ja będę najedzony. I nie przytyję.

Uwaga! : Jeżeli trafisz do tej jadłodajni pamiętaj – co na talerzu musi zostać zjedzone. Nie zjesz wszystkiego, płacisz podwójnie.

Knajpa nr kolejny, dla przyjezdnych knajpa. Francuzka knajpa. Sola w sosie cytrynowym. Delicious. Zupa rybna, jak to we Francji, krem, też delicious. To delicious 10 razy droższe, ale za to z lokalnym winem.

I kolejna – włoska knajpa. Pasta z owocami morza. I ? oczywiście delicious.

I kolejna, w Bangkoku, o wdzięcznej nazwie Cabbages & Condoms Restaurant czyli Kapusta i Prezerwatywy. Gumki są wszędzie. Na stolikach, na blacie w barku, przy wejściu i wyjściu. I co z nimi robimy? Oczywiście nie jemy. Możemy degustować po kolacji. Przy wyjściu najedzony klient może sięgnąć do skrzyneczki z kondomami różnych rozmiarów. Szef kuchni, odpowiedzialny za te gumowe precjoza, bezbłędnie rozpoznał rozmiar prezerwatyw dla polityków dobrej zmiany. W przegródce z napisem „political condoms” umieścił najmniejszy rozmiar.

I tak bez końca i w końcu bez pieniędzy. I złota karta jakaś taka mniej złota, ale fason trzymamy i jemy i wina pijemy i z rozkoszą mlaszczemy. W myślach mlaszczemy, bo dobre wychowanie z mlekiem matki wymlaskaliśmy.

Uwaga! : Jemy poza hotelami. Wtedy się cudnie najemy i smaczniej się najemy i taniej też.

Koniec.

Pola.

„W Tajlandii jest 150 osiemnastek i około 100 innych drobiazgów. A może i więcej. Nikt do końca tego nie policzył. Główne ośrodki to : Bangkok, Pattaya, Hua Hin, Phuket i Chiang Mai. Ceny green fee kształtują się na poziomie od 100 do 250 zł. Phuket jest droższy i tam trzeba wykładać za jedno wejście minimum 500-700 zł. Najlepiej przyjechać w okresie listopad – sierpień. Najpiękniejsze i najlepsze pola : Black Mountain, Banyan, Siam CC, Red Mountain, Thai CC, Lamm Lukka, Rajaprapha Damm, Alpine i Highlands w Chiang Mai. Z biurem, czy indywidualnie? Zależy od fantazji. Należy pamiętać, że w Tajlandii ruch jest lewostronny, a policja lubi wystawiać mandaty, za które trzeba płacić gdzieś. To gdzieś jest kluczem do kłopotów. Kraj jest bezpieczny i przyjazny. Zapraszam.” – tyle Krzysztof Czupryna.

No to gramy. A co gramy? Nie zgadniecie. Turniej gramy.

Gramy na Lagunie, tak nazywa się pole i  jak to laguna, jest wodnisto, wąsko, nierówno.

Po pierwszej dziewiątce Dzidziuś, nasz 100 kilogramowy, zero tłuszczu, bombardier,  nie wytrzymał: „ja pierdolę, po lewej woda, po prawej OB, farwaye wąskie, że prawie ich nie widać. Jak tu kurwa grać!”.  Koniec cytatu. Co na to współgracze ? Cieszą się, w skrytości się cieszą. To może mój wynik nie jest najgorszy, Dzidziusia gorszy?, myślą. I się mylą.

Dzidziuś usprawiedliwiony. Dla kogoś kto posyła piłki na 300 metrów nie ma szerokich farwayów.

Pole Loch Palm – objawienie. Dżungla i w tej dżungli dołki i wody ! Nawet driving range na jeziorze. Uderzasz do wody, a piłeczki pływają. Takie specjalne. Nie uderzałem, więc jak działają, nie wiem. Ceny green fee wysokie : 600 złotych mało. Całe Phuket drogie. Wyspę wykupili Singapurczycy, wycieli dżunglę i wybudowali dla Rosjan i Chińczyków, albo na odwrót, hotele. W hotelu z Rosjanami, niedobrze. Całe śniadanie zjedzą, a jak nie zjedzą, to wyniosą. Jedyna pociecha, że na polach ich nie ma.

Dobrze, że pola golfowe pod ochroną i tam nie weszli. Tajskie pola obroniły się przed apartamentowcami i farwaye wolne są od blokowisk tak szpecących europejskie, szczególnie portugalskie i hiszpańskie pola.

Żeby nie przynudzać nie będę opisywał pól, a jedynie wymienię te najpiękniejsze z tegorocznej wyprawy Target 54.

Czy Red Mountain najpiękniejsze? Nie! Najpiękniejsze z pięknych są pola ukryte w dżungli na południu wyspy. Katathong Golf Course I Rajjaprabha Golf Course. Leżące w centrum wyspy Loch Palm Golf Course też piękne i oczywiście Khao Yai Golf Course też czarujące.

Czemu takie piękne ? Po prostu takich pól w Europie nie ma. Tak jak dżungli nie ma.

Uwaga! : Nasze, z trudem wypracowane, handicapy nijak się mają do tajskich pól. Tu się pokornieje i zrobić na dołku bogey to jak w Polsce byrdie. Jeżeli tego nie zaakceptujesz to wpadniesz w depresję i co drugi dołek będziesz chciał rzucić kije, po tajsku zakrzyknąć i zejść z pola. Nie schodź, graj dla przyjemności i delektuj się pięknem tajskich pól. Mało jest na świecie równie fascynujących miejsc.

To gdzie jechać? Pattaya ? Phuket ?, a może okolice Bangkoku ? Phuket ma najpiękniejsze i najtrudniejsze pola, ale też i najdroższe. Pattaya jest dwa razy tańsza, pól ma więcej, ale nie tak spektakularnie pięknych. Bangkok ? w Bangkoku się nie gra, się bawi. Całonocne Green Fee od 600 do 2 000 złotych. Uwaga! : Po grze hotelowe śniadanie wypada postawić.

Wybrałem się na plażę, z Caddy się wybrałem i nie dlatego, żebym chciał. Z obowiązku się wybrałem. 3 tygodnie w Tajlandii i nie zamoczyć nóg – nie wypada.  Nawet nie wiem w czym poszliśmy się moczyć. Pewnie w  jakimś oceanie. Więc moczę się i taka eureka mnie naszła. Nie pogoda, bo za gorąca, nie ruch lewostronny, bo za trudny, to woda ściąga miliony turystów na Phuket. Jest rozkoszna. Jak hipopotam pławisz się w takim wodnym balsamie i piaseczek, bo płytko, łaskocze cię po tyłeczku. Jak chcesz fali co cię wymasuje, poczekaj, tsunami przyjdzie i wymasuje. I takie to życie wiodą obcy na tej wyspie. Tajowie pracują. Obcego wymasują, napoją, nakarmią i kije podadzą. I jak tu nie przyjeżdżać. Przyjeżdżać.

Jack Holmes – Jacek Zaidlewicz

You may also like

4 Comments

  1. Jeden tylko Jacek komentarz.
    Rajaprabha i Kathatong są nie na południu Phuket ale na stałym lądzie na północ od Phuket.
    Ale rozumiem że z tych zachwytów wszystko Ci się pomyliło 🙂

  2. No to kłopot. Jechałem na południe, a zagrałem na północy. Ładnie zagrałem, w sensie widoków, ładnie.

    W związku z wprowadzeniem w błąd, wybierających się na południe Tajlandii, a chcących zagrać na północy, przepraszam i w ramach przeprosin wpłacam na WOŚP oszczędności całego roku, co mam we wiaderku. Ciężkie te oszczędności, ale doniosę.

    pozdrawiam Krzysia i wszystkich golfistów, tych z dobrej zmiany też. Załatwili mi tani prąd i mogę świecić jedocześnie we wszystkich pokojach prezydenckimi żarówkami bez strat w domowym budżecie.

  3. Brawo!

  4. Dziękuję za Brawo. Ucz się Krzysiu jak należy pisać komentarze. Gdyby ktoś jeszcze coś chciał napisać proponuję : Super; Rewelacja; Ten artykuł zmienił moje życie; Pisz więcej; Nie mogę doczekać się kolejnych itd.
    Za Brawo jeszcze raz dziękuję.

    Wpis sponsorował Narodowy Bank Polski z pensji Pani Martyny.

    pozdrawiam Jacek “Jack Holmes” Zaidlewicz

Comments are closed.