Czyli jak zobaczyć wielbłąda. Nie spaść z drzewa. No i przy okazji zagrać w golfa.

Zacznijmy od pól na których grać nie trzeba. Odwiedziłem je z racji chęci wyrobienia sobie zdania o golfie na wschodzie Tunezji. Odwiedziłem, zobaczyłem i wystarczy.

Flamingo Golf Course – Monastir

I jechałem zobaczyć flamingi, półtorej godziny jechałem. I zobaczyłem, punkciki, dużo różowych punkcików. I tyle z flamingów zobaczyłem. Ale wielbłądy były i te wielbłądy obserwowałem z drzewka oliwnego. Jak tam wlazłem?. Jakość wlazłem. Gorzej było zleźć. Wisiałem 20 centymetrów nad ziemią i bałem się puścić. A jak się rozpadnę? W końcu się puściłem i wbiłem sobie kolec z kaktusa. W co? Wiadomo w co. Więcej nie wlezę. Za duże przeżycie.

A pole? Leży to pole nad słonymi rozlewiskami, jak okiem sięgnąć. I było by piękne, ale wszędzie widać, że to robota człowieka. Zero dzikości. Bez zachwytów. Pierwsza dziewiątka, same oliwki. I to na środku farwaya, całymi stadami. Trafisz, nie trafisz. Ja trafiałem. Ma się to oko. Druga, jak to w Tunezji, zdecydowanie fajniejsza. I jak to w Tunezji, zdecydowanie trudniejsza. Podsumowując, pole nie warte, w sumie trzech godzin jazdy. Siedzieć w Hammamet i tam grać.

El Kantaoui (dwie osiemnastki : Panorama i Sea)

Nie opisuję, bo nie ma co opisywać. Pole klasy Sir Kamień Country Club. Ktoś mieszka w Sousie to grać tam musi. My mieszkamy w Hammamet, więc nie musimy i grać więcej nie będziemy. Chociaż druga dziewiątka na Panoramie, że ho ho. Takie ho ho z przewyższeniami i wyzwaniami. Fajne.

A na których grać  trzeba? – Na tych poniżej trzeba.

Citrus – Les  Oliviers Course

Pierwsza dziewiątka to oliwkowe pole. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, oliwki. Gdzie byś nie uderzył masz piłkę pod drzewem. Ta drzewiasta dziewiątka nie zachwyca. Daje płaskość, szerokość i bezpieczną drajwerowatość. Krótkość też daje.

I nagle…. jak to mówią Tunezyjczycy, back-nine, wprawia w osłupienie. Skąd przed tobą dziesięciopiętrowa góra, z ledwie widoczną chorągiewką łopoczącą w przestworzach, jakby umieścili ją na Giewoncie. Cudowne zjawisko. „Do zakochania jeden krok, do zakochania jeden krok, nic więcej”- tak to chyba leciało. To Połomski?

Drobnym zgrzytem w tym golfowo-przyrodniczym zakochaniu się było to, że Caddy uderzała prościej. Ona, uderzenie za uderzeniem,  prosto pod górę, ja krzywo. I „motyle  w brzuchu” się nie pojawiły. Do czasu się nie pojawiły.

Olśnienie. Nagle, jak grom z jasnego nieba spadło na mnie olśnienie. To ja gram właściwie. Pod górę należy się trawersować. Nikt na K2 nie idzie prosto. W związku z tym jakże oczywistym odkryciem,  założyłem, po drodze do flagi, obóz w krzakach i czekałem na pomoc. Może jakiś himalaista odnajdzie moją piłeczkę myślałem i czekałem. Caddy odnalazła i kazała grać z tychże krzaków. Żadnej litości. Podobno, tak wymyśliła, to jest turniej i mam grać pod presją. A ja jechałem do Tunezji na wczasy. Zagrałem pod presją i skończyło się jak zawsze. Ale doznania estetyczno-dramatyczne były moje i po nich, tych doznaniach, czerwone wytrawne, tunezyjskie o nazwie Magon, smakowało wyśmienicie. Magon zamawia się na dwa sposoby : telefonicznie przez room service – to dla bogatszych, lub jedzie się w tajne miejsce, do tajnego sklepu i kupuje się z duszą na ramieniu za 1/3 ceny. Znaleźć sklep z alkoholem w arabskim kraju jest kłopotem wielkim, ale dla słowiańskiej nacji, nie ma rzeczy niemożliwych. Nie ma. Trudnej Słowianom dobrze zagrać.  Wypić łatwiej.

Citrus – La Foret Course

Niewiele pamiętam z tej części Citrusa. Pamiętam, że zdecydowanie lepsze od Oliviers i że trudniejsze i że grać trzeba. Według rankingu Anglików, drugie pole w Tunezji. Trzecie miejsce zajęła Kadarka na północy. Nie zagrałem, za daleko. A pierwsze miejsce kto ? Yasmine!

 

Yasmine Valley Golf Course

Yasmin rozsiadł się swoimi osiemnastoma dołkami obok słynniejszego i bogatszego Citrusa i nikogo nie kusi. Spokój i cisza. Pole i ty. Dlaczego na tym polu jesteś tylko ty i nikt poza tobą?  Bo na tym polu ty się nie liczysz. To Yasmin rozdaje karty i dyktuje warunki. Schodzisz po osiemnastce wyżęty jak po maglu z pralki Frania. Nie wyprasowany, Frania nie prasowała, wyżymała. Nie dość, że z góry na dół i vice versa, to jeszcze pole nie daje sekundy na mózgowy luz. Każde uderzenie trzeba przemyśleć. Jak można być skupionym przez tyle godzin. Ja nie dałem rady i dwa ostatnie dołki….. No właśnie.

Kochasz kłopoty, pokochasz Yasmin. Ale greeny znienawidzisz. Uderzysz poniżej flagi, piłka zjeżdża 20 m w dół. Uderzysz powyżej flagi i na szczęście się zatrzyma, i tak zjedzie 20 m. Mimo, że ją tylko dotkniesz putterem. Coś cudownego. Cudowność ta jednak nie dla wszystkich. Jeżeli wynik nie ważny jest cudowność, jeżeli ważny, więcej tam nie pojedziesz.

Jedź golfisto do Yasmina. Zostaw wszystkie liczydła w hotelu i jedź się bawić. Nie walcz z polem. Ono i tak wygra. Zagraj tak : masz na osiemnastce do wykorzystania dziewięć dodatkowych uderzeń bez kary. Dzięki temu trikowi będziesz miał luz w głowie, a to wynik poprawi na pewno.

W pakiecie wycieczkowym dali tylko śniadania, więc wieczorem, po grze i basenowym relaksie, trzeba było się ruszać na napełnianie brzucha. Jak Tunezja, to owoce morza. W przewodniku napisali, że w Hammamet jedna z lepszych restauracji, specjalizujących się w rybach to restauracja Coin de la mare.

No to ruszyliśmy na rybkę.

Restauracja Coin De La Mare

Wnętrze i zewnętrze lokalu, jak na standardy europejskie, smutne i biedne. Ale co tam standardy, jesteś w restauracji królem, nikogo innego nie ma. A to po co poszedłeś, czyli po jedzenie, delicious. Zamówcie podłego seabas-a, czyli okonia morskiego i odpłyniecie. Gdybym pokropił cytryną, zgrzeszył bym. Jedźcie jak podadzą i się zachwycajcie. W takiej kolejności

Restauracja Chiraz

Okazało się, że jest jeszcze lepsza ryba, dorada. W Łebie dorada z głębokiego oleju z toną frytek i ketchupem. W hotelowej restauracji, w stylu kolonialnym restauracji, urokliwej restauracji, dorada to dwa płatki fileta. I już. I cóż? Nigdy jeszcze nie jadłem tak długo dwóch płatków. Tak było mi ich żal. Wreszcie zrozumiałem na czym polega różnica między najedzeniem się, a smakowaniem. Wolę smakować. Ale jak się najeść? Przed wyjściem do restauracji paczka chipsów, szklanka wina i można iść smakować. A tunezyjska kuchnia zachwyca. I o chałwie nie wolno zapomnieć. Codziennie przed grą pół puszki. Zemdli, ale jak się potem gra. Tunezyjskie czerwone oczywiście po grze.

Podsumowanie :

Tunezja mnie zaskoczyła. Nigdzie nie gra się tak tanio w golfa. Nigdzie za tak małe pieniądze się nie zamieszka i smacznie nie zje. I są cieplejsi w zimie niż południe Portugalii, czy Hiszpanii. Pro shopów na polach nie mają, powiedzmy, że mają takie szczątkowe sklepiki. Restauracji też nie mają, powiedzmy, że takie bardziej bary mają, ale nie szkodzi. Sympatyczni są bardzo i jest gdzie gubić piłki.

Tak więc : jechać do Hammamet. Zamieszkać w jednym z dziesiątek dobrej klasy hoteli i grać na trzech polach Citrusa i Yasmina. Busy z hoteli na pola kursują co godzinę, a i transfer lotniskowy też dają.

Mnie tam spotkacie na jesień. Tę najbliższą.

Były super golfista Jacek Zaidlewicz

You may also like

Comments are closed.