Siedzę, przed komputerem siedzę i chcę pisać i nie piszę. Pies leży obok i też nie pisze, liże mi stopy. W tle jęczy noblista Dylan, a na ekranie pusto.
Wena pod respiratorem
Wena zachorowała, na koronowirusa zachorowała i zamiast mnie pieścić inspiracją, leży pod respiratorem, a respirator nie działa, bo od handlarza bronią ten respirator.
Weno wracaj, rekonwalescencjuj się, jedź do sanatorium, zdrowiej. Do sanatorium może nie, jeszcze na fajfie poznasz innego poetę i zatracisz się w jego piórze i już nigdy nie wrócisz.
Wróciła. Weszła do pokoju, dała mi w pysk i usiadła w kącie . Patrzy z tego kąta, wrednie patrzy i już wiem, że wirus ją zmienił. To nie ta Wena co się rozbierała, kusiła, piersią wachlowała, gdy pióro mi kleksiło, zamiast pisać ulotne felietony. Pióro nadal nieulotne, a Ona wredna, nie współczująca.
Do mnie ma pretensję, że nie piszę. A jak tu pisać, kiedy chcę żaglówką do Elbląga, a mierzeja nie przekopana. Kiedy chcę w świat, a mega lotniska nie mamy. Przez rzekę się chcę przeprawić, a mostów nie ma, obwodnic nie ma. Górników tylko mamy, ale jak długo ich mamy, też nie wiadomo.
Weno nie bocz się, inspiruj. Podaj temat. Prowadź dłoń wśród meandrów słowa polskiego.
I poprowadziła „ chamska hołoto małżeństw jednopłciowych wam się zachciało, sądów niezależnych, maseczek z atestem” …..przestań zakrzyknąłem. Prowadź w temacie golfa, nie polityki, prowadź grzecznie poprosiłem. Nie poprowadziła.
Wygoniłem, za próg wystawiłem. I piszę, bez Weny piszę, więc może być niefajnie.
Chyba jest niefajnie, zrobiłem się senny i dobranoc.
Nastał kolejny, upalny i źle rokujący dzień. Dla mnie źle rokujący. Wena poleciała do Warszawy i mizdrzy się do rzecznika prasowego naszego umiłowanego Prezydenta. A ja na lodzie, a w zasadzie w Modrym Lesie.
I teraz przechodzę do setna.
Jak ja nienawidzę turniejów. Było, zakrzykniecie. Sto razy było. Prawda było, ale zdania nie zmieniłem, w turniejach nie gram i od tego czasu, kiedy nie gram, zacząłem grać wyśmienicie. Do tego stopnia wyśmienicie, że postanowiłem zagrać w turnieju. Żeby się przekonać, że jestem przygotowany do tego wyzwania, oświadczyłem Caddie, że dzisiaj gram jedną piłką, że liczę punkty i zaznaczyłem, żeby mnie nie przekonywała do powtarzania uderzeń, które mi nie wyszły, a które wyjść powinny, no bo przecież ja tak nie gram.
I zagrałem. Śmiechu było co niemiara. To Caddie i jej siostra tak się śmiały. Mnie do śmiechu nie było. Zagrałem 15 uderzeń powyżej swojego handicapu. I…………..?
Nie gram w turniejach. Wprawdzie się zapisałem i zapłaciłem wpisowe, ale odbiorę pakiet startowy i strata będzie mniejsza. I niech się inni męczą, a ja zagram po swojemu. To znaczy po Morawiecku. Co bym nie nagrał i tak będę najlepszy w Polsce. Co tam w Polsce, w Europie będę najlepszy. Co za skromność. Na świecie będę najlepszy. Prekursorem będę, światłością będę, apostołem będę.
Błagam, Weno wróć.
Ps. Modry Las niezmiennie piękny. Domek klubowy hula i Francuza w kuchni mają, co przekłada się na braki miejsc na trasie. Golfiści więc grają i niestety coraz ich więcej. Wybierając się do Modrego, do czego szczerze zachęcam, zamawiajcie „tee time” z wyprzedzeniem. Będzie bezpieczniej.
Orli Las też piękny, ale greenów nie ma. Niby ma, a nie ma. Ćwiczymy więc krótką grę, a chipping przede wszystkim. A i czekamy na nowego trenera. Będzie podobno zagraniczny. Taka tutaj tradycja.
Jacek Zaidlewicz