Drogi Krzysztofie!
Piszę ten list wieczorową porą, siedząc na tarasie przy dołku nr 14, pod naturalnym burzowym, bułgarskim niebem. Piszę, bo mi strasznie. Nie z powodu burzy, a z powodu przeżyć na polu golfowym. Dzisiaj zagrałem na piekielnym pomyśle Gary Playera, polu Thracian Cliffs. Od wieków znany jest sposób wabienia pięknem w celu podstępnego zniszczenia. I takie jest to pole. O piękniejsze trudno, o trudniejsze jeszcze trudniej. Siedzę więc na tarasie, bułgarskim, sączę szkocką kroplówkę i wspominam i się zastanawiam – co ja komu zrobiłem, że tak mnie tym golfem ukarał.
Jak wiesz w golfa gram ósmy rok. Trudne to były lata i niekoniecznie usłane różami. Sport trudny fizycznie, w sensie koordynacji ruchowej, trudny psychicznie, w sensie zachowania spokoju na polu. Trudny, ale wciągający do tego stopnia, że zaczynasz tak kombinować ze swoim życiem, żeby największą jego część spędzić na polu. Po pracy na pole, na wczasy tylko tam gdzie w pobliżu pole. Z wnukami – na pole. Odwiedzają cię goście, z gośćmi na pole. Obłęd w pozytywnej postaci. Mój fizjoterapeuta twierdzi, że…W zasadzie nic nie twierdzi, zarabia na moim kręgosłupie całkiem nieźle.
Poznaliśmy się w okresie moich poszukiwań metody na szybszy golfowy rozwój. Były dwie możliwości, rozwijać się poprzez granie bez szkoleń – po latach jakoś się to układa i osiąga się handicap 18-20 i dalej ani rusz. Drugi sposób to rozwój przez szkolenia. Jak wiesz wybrałem ten drugi. I tak trafiłem na prowadzony przez Ciebie obóz. Sobienie Królewskie, rok 2013.
O obozie pisałem tak :
„Był lipiec, upały powyżej 30 stopni, zero schronienia. A u Krzyśka Czupryny nie ma zmiłuj się.
Zajęcia od 9,00 do 18,00 – codziennie.
Na siedem dni tego obozu tylko jedna gra na 18 dołkach. Reszta to żmudne wkuwanie abecadła golfowego. Swing rozłożony na czynniki pierwsze.
O piłce zapomnij, ćwiczenia na sucho każdej fazy, nie całości, każdej fazy swingu.
Takeway – odprowadzenie kija do pozycji równoległej – i tak 100 razy.
Halfswing – lewa ręka do godziny dziewiątej – 100 razy.
Jak będziesz robił postępy to może, co dziesiątą piłkę, będziesz mógł uderzyć. I tak dzień w dzień.
Człowiek rwie się na pole, a Krzysiek zaprasza na putting green. 10 piłek pod rząd z każdej odległości : 3, 4, 5, 6 stóp – jedna nie wbita – od nowa.
A żar z nieba, a pole kusi, gdzie wiatr, trochę cienia. Miłosierdzia !!! – Miłosierdzia brak.
Krzysztof luzu w swoim menu nie przewiduje. Jest tylko jedno danie głównie – cierpienie.
Obozy Target 54 nie tyle uczą golfa, przez tydzień nikt nikogo grać nie nauczy, uczą innego spojrzenia na ten niezwykle trudny sport, uczą ćwiczyć.
Krzysiek nie dość , że jest pasjonatem golfa, to jeszcze ma niebywałą umiejętność przekazywania wiedzy. Nie spotkałem jeszcze osoby z taką siłą pedagogicznego zacięcia i obrazowania czegoś co jest trudne do zobrazowania.”
Tak pisałem 5 lat temu. Czy coś od tego czasu się zmieniło? Na pewno przybyło nam wspólnych obozów. Wydałeś cztery książki o golfie. Wielokrotnie wyciągałeś mnie z moich „golfowych depresji”, pomagałeś w treningach i nie okazywałeś, za co jestem Ci szczególnie wdzięczny, jaki ze mnie nieuk.
Zawiesiłem się w rozwoju. Handicap nie spadał, na turniejach umierałem ze wstydu. Zacząłem więc kombinować co poprawić, żeby się poprawić.
Doszedłem do wniosku, że to wszystko wina wieku. Kto rozwija się mając 67 lat? Jest to raczej czas pisania testamentu, a nie uderzania driverem na 200 metrów i to prosto. Nie poddałem się. Testament napisałem i poszedłem na pole. Zacząłem regularnie ćwiczyć krótką grę. Z juniorami odległością nie wygram myślałem, precyzją mogę. Pół roku zajęło mi opanowanie chippingu. I dalej nie umiem. Teraz męczę piching. Jestem na dobrej drodze – chyba. Golf jest tak nieprzewidywalny.
W treningach pomagają mi Twoje filmy instruktarzowe na You Tube. Są genialne, szczególnie dla leniwych. Wchodzę na Target54 w zakładkę „Treningi” i mam wszystko podane jak na talerzu. Każdy element gry i to skatalogowany w zależności od wysokości handicapu. Filmy te mają jeszcze jedną zaletę – są krótkie. Nie przynudzasz jak w poprzedniej filmowej edycji, gdzie musiałeś przejść przez wszystkie GASP-y, RTT + coś jeszcze, żeby w końcu uderzyć. Gratuluję, zrobiłeś kawał dobrej roboty. I to nic, że czasami wyglądasz jak stewardesa pokazująca gdzie są wyjścia awaryjne i gdzie schowała maski tlenowe. Super.
Przechodzę do zdania tytułowego „wyginam śmiało ciało” – tak śpiewał, chyba, lemur w kreskówce i ja postanowiłem wprowadzić ten cytat do mojego swingu. Jak już pisałem 67- latek się nie wygina, ewentualnie się wygnie dzień po wizycie u fizjoterapeuty, ale następnego dnia wróci na kozetkę.
Zaryzykowałem jednak i się wygiąłem. W ostatnim numerze znanego i cenionego magazynu golfowego Dustin Jonson uczy jak uderzyć daleko i nadal pozostać na fairwayu. Śmieszne, nie?
Zacząłem się uczyć. Dół już umiałem, nogi wmurowane. Pleców nie umiałem, tak skręcić nie umiałem. Ale spróbowałem – plecy na cel. I co?
Zanim napiszę i co? Jedna uwaga, myślę, że się z nią zgodzisz. Amatorzy, z założenia, nie skręcają się w backswingu do końca. Przyczyna? Myślę, że strach przed utratą kontroli, że nie trafią czysto w piłkę w impakcie.
A teraz wracamy do – i co? – nie dość, że trafiałem w piłkę, to owa piłeczka zaczęła latać dalej i prościej. W Modrym, nową metodą, zagrałem 81 uderzeń i to bez szczególnej pomocy krótkiej gry. 10 dołków miałem w regulacji. Niepojęte. Handicap spadł do 12,9.
Co zauważyłem, może to potwierdzisz, może nie. Jeżeli robię pełny backswing z plecami na cel, w szczycie zamachu nadgarstki same się doginają i chwyt staje się luźniejszy. Wtedy i uderzenie jest luźniejsze. I chyba też z takiej pozycji łatwiej poprowadzić uderzenie „in to out”?.
No to w piłeczkę, panie, jak batem ! I leci, a ty w zachwycie i nie rozumiesz jak tak można. Można? – można, Panie trenerze.
No to ja na tyle. Do zobaczenia na obozie w Modrym – nadal najpiękniejszym polu w Polsce. Podobno Sand Valley równie piękne. Nie widziałem i nikt jeszcze tam mnie nie zaprosił. Zresztą daleko.
Pozdrawiam Jacek
Ps. Już nie „wyginam śmiało ciała” – przestało działać. Teraz jest „ cyngiel”. Jak dotknę w backswingu, lewym barkiem prawej brody ruszam z prawym łokciem w dół w kierunku prawego biodra i ślizgam się po nim, tym prawym biodrze, jak łasica. Też nie działa. Można oszaleć.
No to cześć.