Z cyklu Jack Holmes na tropie
Volvo Karlik Zember Open by Lions Club Poznan Patria
Zagrałem w turnieju!
I co w tym dziwnego, cała golfowa Polska gra w turniejach. Tak, tyle tylko, że w ostatnim numerze magazynu golfowego, w felietonie „Najpiękniejszy dzień w życiu” napisałem :
„W tym roku trafiły mi się dwa najpiękniejsze dni w golfowym życiu i to dwa w jednym tygodniu. Pierwszy to odkrycie pola golfowego Salobre New…….
Drugi, chyba jeszcze piękniejszy, od tego pierwszego, wydarzył się 12 maja 2018 roku, w trakcie trwania eliminacji turnieju DB Polish Masters, na polu Kalinowe Pola Golf Course.
Wygrałem ? Wręcz przeciwnie, zagrałem fatalnie. Żebym zagrał źle, nie było by sprawy, dalej bym rokował, ale zagrałem fatalnie, beznadziejnie i szkoda słów. I, o dziwo, moja fatalna, beznadziejna i szkoda słów gra zaowocowała drugim, w tym roku, najpiękniejszym dniem w życiu.
ZREZYGNOWAŁEM, OSTATECZNIE, DEFINITYWNIE, NIEODWOŁALNIE Z GRY W TURNIEJACH GOLFOWYCH !!!
Po tej ostatecznej, nieodwołalnej i definitywnej decyzji poczułem taką ulgę, że zaliczyłem ten dzień do najpiękniejszych w życiu.” – koniec cytatu.
Nie dość, że złamałem dane sobie i światu przyrzeczenie, to jeszcze zagrałem 88 uderzeń brutto i zająłem trzecie miejsce i to bez pomocy Jakuba Bączka, trenera mentalnego, który nie podjął rzuconej przeze mnie rękawicy i nie zaryzykował pracy nad moim anty turniejowym mózgiem.
Na ceremonii odbierania nagród zostałem za swoje, sprzeniewierzenie się danemu słowu, obrzucony zgniłymi piłeczkami golfowymi i nie wiadomo jak by się to wszystko skończyło gdyby nie Tomek Zembrowski, organizator turnieju, który wytłumaczył wściekłym golfistom, że to jego wina, i że to on tak długo mnie namawiał na start, że się zgodziłem.
Turniej nosił dumną nazwę Volvo Karlik Zember Open by Lions Club Poznan Patria i zmieścił w sobie 170 golfistów. Chylę czoła przed logistyczną głową Tomka. Ostatni gracze schodzili z pola o wpół do dziewiątej i to o własnych siłach.
Volvo Karlik Zember…..był turniejem charytatywnym i zbierał pieniądze na Stowarzyszenia „Świebodziński Parasol Nadziei” ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego im. Lecha Wierusza ze Świebodzina oraz Zespół Szkół Specjalnych nr 105 w Poznaniu. Pieniądze pochodziły z green fee, konkursów dodatkowych i nie dosolonej zupy gulaszowej – miseczka 20 zł. Dla dzieci zjadłem dwie. Najciekawszą jednak formą zbieractwa był sam turniej. Volvo Karlik płaciło za każdego handicapowego para 5 zł, birdie 10 zł, eagla 15 zł. Nie grało się więc na punkty, a na pieniądze i to mnie uspakajało. Samą grą zebrałem ze 120 zł. No to jak w takim turnieju nie grać. Grać!
Po tym przesympatycznym turnieju, turnieju rzeczywiście o coś ważnego, pojawił się problem. Ze mną problem. Co dalej z turniejami?
Może już będę grał tak zawsze ? Na luzie, z uśmiechem na ustach i wiarą w kolejne uderzenia? Może….?
Odpowiedź na nurtujące mnie pytania długo nie przychodziła. Nie poddawałem się i tak długo męczyłem mózg, że w końcu wymyślił : powinieneś grać w turniejach, ale na pieniądze, zakomunikował. Zamiast liczyć punkty, sumuj zyski z handicapowych parów i birdie. Po turnieju zjedz zrobioną przez siebie zupę i zapłacić za nią 30 zł.
Uzbierane w ten sposób pieniądze przekaż na cele charytatywne.
Można też wprowadzić system „kar finansowych” do treningów. Nie wykonasz chip in-a : 20 zł do skarbonki, trzy putty : 50, slice : 100 zł – i na cele charytatywne.
Jeżeli za miesiąc nie pojawię się na polu, to znaczy, że zbankrutowałem.
Jacek Zaidlewicz