Życiem rządzą przypadki. Można próbować coś z tym robić, ale to rzadko daje jakikolwiek efekt

Życie po prostu jest nieprzewidywalne i basta

Pewnego razu mój kolega kupił swojej ukochanej żonie bmw. Nie jakieś tam byle jakie, tylko porządny kabriolet, żeby się czuła jak lady Duncan, co najmniej – choć nie planował, żeby jej szal, owinięty swawolnie wokół szyi, wkręcił się w szprychy koła i ją udusił. Co to, to nie. W zasadzie powinienem napisać, że nowe i kolorowe to bmw kupił, posługując się frazą Kubusia Puchatka, który mówił:

„Pełen garnek miodu miałem, garnek śliczny był, nowiutki, kolorowe miał obwódki, a na wierzchu tak jak drut, napisane było: mjót”.

No więc kupił tej swojej żonie to piękne auto, żeby dać jej dowód, jak bardzo ją kocha i w ogóle. Minął miesiąc i bmw się popsuło. Niby niemożliwe, a jednak! Kolega był nie kulawy i miał kierowcę, co zajmował się różnymi sprawami, w tym na przykład jego samochodami. Wziął więc ten kierowca to bmw i pojechał do serwisu, na naprawę gwarancyjną, rzecz jasna.

BMW firma porządna, byle bubli nie sprzedaje, a jak coś się przypadkiem trafi, to załatwia sprawę szybko i elegancko, więc go błyskawicznie naprawili – samochód, nie kierowcę, i umyty gracko oddali. Minął miesiąc i auto znowu się popsuło. Procedura została powtórzona i wyglądało, że wszystko jest ok, choć pewien niesmak pozostał. Wiem, że coraz trudniej w to uwierzyć, ale samochód wnet popsuł się po raz trzeci. Tego już żona mojego kolegi nie wytrzymała i wprost do kierowcy powiedziała (mało co, a wyszedłby mi trzynastozgłoskowiec, jak w Panu Tadeuszu): „Teraz, proszę pana, do tego serwisu pojadę sama, i powiem im do słuchu, co myślę o tej całej sytuacji i ich samochodach”. Jak wymyśliła, tak zrobiła i pojechała osobiście. Przyszedł sam ważny kierownik, co by sprawę i wyjaśnić i jak się da, to załagodzić. Przyszedł i powiada: „Dziwne, proszę pani, bo w tym drugim bmw, nic się nie dzieje, ani jednego zgłoszenia, ani jednej usterki, żadnej naprawy.” „W jakim drugim bmw?”, podjęła temat z pewnym zainteresowaniem żona kolegi. „No, jak pani wie, mąż kupił w tym samym czasie dwa identyczne samochody i pani się ciągle psuje, a ten drugi nic a nic”, wyjaśnił w miarę uprzejmie pan kierownik. No i małżeństwo prawie się rozpadło, choć po krótkim namyśle żona kolegi wybaczyła mu. Mądra kobieta, w sumie…

Podobnie było ze mną. Wsiadłem sobie w samolot i poleciałem do Miasta Aniołów, na drugą półkulę świata, żeby gdzieś tam pograć sobie z kolegami w golfa. Plan był prosty – dobra kolacja w Beverly Hills i następnego dnia na Hawaje. Wstaliśmy, choć może nie tak rano, jak pierwotnie było założone i zaczęliśmy szukać dogodnych połączeń. Coś mnie jednak tknęło, chyba w sumie przypadkiem zajrzałem na stronę z prognozą pogody i ogarnęła mnie zgroza – na Big Island leje, na Maui też, a co gorsza padać ma jeszcze 2-3 dni.
No i co tu robić? Rada w radę, po bardzo krótkim namyśle wybraliśmy kierunek Palm Springs, Palm Desert, La Quinta i Indian Wells – co w sumie na jedno wychodzi, bo miejscowości położone jedna od drugiej o rzut beretem.
Tak więc przypadkiem zamiast na Hawajach wylądowałem w prawdziwej mekce golfowej w Kalifornii, a może nawet i na całym świecie.

La Quinta golf 2

W La Quinta są 24 pola golfowe, a w promieniu mniej niż 30 km kolejnych 76. Ponad 100 pól golfowych w jednym miejscu, nie dalej niż 20-30 min jazdy samochodem. Grając nawet na dwóch polach dziennie, co na dłuższą metę może być lekko wyczerpujące, nie dałbym rady „oblecieć” wszystkich w trzy miesiące. To robi wrażenie!

La Quinta golf 3

Indianie Cahuilla byli pierwszymi mieszkańcami La Quinta, co po polsku znaczy „piąty”. W 1926 roku Walter Morgan założył La Quinta Resort w północnej części Marshall Cove jako rodzaj zacisznej kryjówki dla poblisko żyjących celebrytów i ludzi z Hollywood. Może trudno w to uwierzyć, ale sporo bogatych ludzi z Los Angeles i okolic zaczęło kupować tu sobie domy, żeby w chłodniejsze dni (gdy temperatura powietrza spada poniżej 15 stopni Celsjusza…), a szczególnie zimą, pojechać zaledwie 150 mil na wschód, do ciepła i słońca. A kiedy dom kupił tam sobie Frank Sinatra, to nie wypadało wręcz nie pójść w jego ślady. Kolejne miejscowości wyrastały jak grzyby po deszczu, którym tam z rzadka zresztą padał. Cisza, spokój, brak wielkomiejskiego tempa życia i gwarantowane słońce i ciepło. Wokół ładne widoki na otaczające góry. Pola golfowe, korty tenisowe i tysiące knajpek i barów do koloru i wyboru. Żyć, nie umierać.

La Quinta znajduje się w dolinie Coachella. Dolina rozciąga się około 72 km na południowy wschód od przełęczy San Gorgonio do północnego brzegu Morza Salton i ma około 24 km szerokości. Jej granice wytyczają od północnego wschodu góry San Bernardino i Little San Bernardino, a od południowego zachodu góry San Jacinto i Santa Rosa. Dodatkowo, obszar ten znajduje się bardzo blisko uskoku San Andreas, dzielącego płyty litosfery: pacyficzną i północnoamerykańską, powodującego co pewien czas, raz mniejsze, raz większe trzęsienia ziemi, co dla niektórych może być pewnego rodzaju atrakcją.

Prywatne pola golfowe ze wstępem tylko dla członków przeplatają się z publicznymi polami oraz licznymi resortami z własnymi polami, hotelami i bardzo często willami do wynajęcia.
Nie ma na świecie drugiego takiego miejsca z porównywalną koncentracją pól golfowych w tak bliskiej odległości.

PGA WestPalmSprinG Golf Resort

PGA West Palm Spring Golf Resort

Crème de la crème to PGA West – wspaniały klub i sześć legendarnych pól golfowych: Arnold Palmer Private Course, Greg Norman Resort Course, Jack Nicklaus Private Course, Nicklaus Tournament Resort Course, Tom Weiskopf Private Course i Stadium Resort Course.

Nick Tourn 12 Golfguru

Nicklaus Tournament Resort – 12 hole Golfguru

Wszystkie zaprojektowane przez byłych znamienitych golfistów i uznanych projektantów pól golfowych.
Wiele pól golfowych jest wspaniale wykonanych, niezwykle widowiskowo położonych – tuż u podnóża stromych gór i skał, niektóre w dolinach czy wąwozach – a wszystkie nieprawdopodobnie zadbane i utrzymane.
To golfowy raj, gdzie można grać bez końca. Jak ktoś lubi, oczywiście.

Greg Norman Course Golfguru

Greg Norman Course Golfguru

Byłem, grałem, sprawdziłem – mogę to potwierdzić własnoręcznym podpisem.
Dzięki uprzejmości jednego z kolegów, bardzo zasłużonego dla popularyzacji golfa w Polsce, miałem okazję zagrać na kilku bardzo, bardzo prywatnych polach.
Tak mi się tam spodobało, że wróciłem, a potem pojechałem jeszcze raz i jeszcze parę razy.
Za drugim pobytem, całkiem bez uprzedniej wiedzy, więc niejako przypadkiem, trafiłem na moment, kiedy w Indian Wells odbywał się coroczny, prestiżowy ATP i WTA Tournament. To dwa najważniejsze, wraz z Miami, turnieje tenisowe poza US Open na Flushing Meadow. Grała nasza Agnieszka Radwańska, więc pół dnia na trybunach z gorącym dopingiem, a drugie pół dnia na golfie.
Agnieszki Radwańskiej nie da się już dopingować, ale jestem pewien, że za rok, może dwa, Iga Świątek będzie tam rządzić.

Zdarzyło mi się też raz przeżyć małe trzęsienie ziemi. Dawno już nie biegłem tak szybko z lobby hotelu Marriott na parking, mając pewność, że zaraz wszystko się zawali.
Nie udało mi się zaliczyć do tej pory Joshua Tree National Park, więc to kolejny powód, żeby wybrać się tam znowu.

Indian wells golf resort

Indian Wells Golf Resort

Podczas polskiego lata to może nie jest miejsce z wyboru na wycieczkę golfową, ale zimą – wręcz grzech nie zaliczyć tam rozgrywek na kilku polach.
Ceny są przyzwoite, a różnorodność dobrych restauracji zachęca do spędzenia miłego wieczoru w dobrym towarzystwie przy butelce zacnego, kalifornijskiego wina.

Coachella Valley to również miejsce znanego, corocznego Music and Arts Festival.

I na koniec jeszcze mała ciekawostka:
Dr June McCarroll, wówczas pielęgniarka z South Pacific City, której biuro mieściło się naprzeciwko US 99 w Indio, jest uznawana za pierwszą osobę, która wytyczyła podzieloną na dwa pasy ruchu autostradę, malując – w odpowiedzi na częste zderzenia czołowe – pasek na środku jezdni. Ta zasada została udoskonalona i przyjęta na całym świecie.
Od tamtej pory malowanie pasów na drogach stało się standardem.

Stadium Resort Course

Stadium Resort Course

Tak to trochę przypadkiem, zatrzymując się i grając w golfa raz w Palm Desert, raz w Palm Springs, a raz w La Quinta, trafiłem do golfowej mekki.
Chętnie tam znowu wrócę, szczególnie w miłym towarzystwie. Czekam tylko, aż pandemia się skończy i ktoś mnie zaprosi.
Przypadki przypadkami, ale plany i marzenia trzeba mieć!
A w golfa warto grać i zwiedzać świat też warto, bo całkiem przypadkiem lub zupełnie świadomie można trafić w ładne miejsce.

Pozdrawiam

Pasyn

Instagram: Traveling4golf
Facebook: Wojciech Pasynkiewicz
Facebook: Fanpage – Pasyn travelling4golf
E-mail: w.pasynkiewicz@upcpoczta.pl

You may also like

Comments are closed.