Drogi Bardzo, ale to Bardzo Drogi, Święty Mikołaju. Wiem doskonale, z wiarygodnego źródła, że jesteś zapalonym golfistą i niejedno „hole in one” masz w swoim dorobku.

Dlatego też, ja golfista, zwracam się do Ciebie Świętego Golfisty o drobny prezent, pod choinkę oczywiście.

Jak widzisz po preambule tego pisma, jestem grzecznym golfistą, choć ostatnio nie do końca z golfowego życia zadowolonym.

Mówiąc wprost, jak rolnik świętemu rolnikowi – nie jestem zadowolony z nadmiaru golfowych płodów. W tym sezonie stały się one zdecydowanie za obfite i mam permanentną klęskę urodzaju. Nie nadążam z liczeniem i składem takiej ilości punktów.

Myślałem, a jestem człowiekiem bardzo myślącym, że to wina suszy. Uciekłem więc do Tajlandii. Tam często pojawia się tsunami i pewnie suszy nie mają. Tak myślałem. Dobrze myślałem, suszy nie mieli. Mieli burze tropikalne. Nie pomogły. Grałem i zbierałem, obficie zbierałem.

Szukając ratunku i wytłumaczenia przyczyny mojej nadwyżki w punktowych zbiorach, sięgnąłem do Wikipedii. Znalazłem tam stare słowiańskie, z czasów trójpolówki,  przysłowie. Brzmiało ono tak : „ kto sieje, ten spichlerz dobrem zapełni”. A siałem, w tej tajskiej dżungli, bez pamięci, szczególnie driverem, siałem.  Odwracając znaczenie przysłowia, zrozumiałem, że kto nie sieje, ten nie zbiera. Należy nie siać, wykoncypowałem. Żeby jednak nie siać trzeba ćwiczyć, a ja już nie mam do tego cierpliwości. Tu pojawia się moja prośba do Ciebie czerwona świętobliwości.

Kup mi kombajn do zbierania punktów. Kup mi batyskaf do wyciągania piłeczek z głębin polnych stawów i marsjańskiego wszędołaza do przeczesywania rafów.

Do tej pory w poszukiwaniach zagubionych piłeczek pomagał mi mój wierny Moris, przez jedno „r”, ale chyba wyczuł, że już ze mnie marny samiec alfa i przestał piłeczki oddawać. Udaje, że mnie nie słyszy i ucieka ze zdobyczą do lasu. Tam je zgryza, ostentacyjnie porzuca i wraca czekając na moje kolejne uderzenie. Świnia nie pies.

Dorzuć jeszcze drona do lokalizacji piłeczek na sąsiednich farwayach. Wstyd tak chodzić po nie swoich dołkach.

I to tyle a propos moich życzeń, chyba że…….

Uwolnisz mnie od tego okropnego sportu i kupisz mi jakąś grę planszową. Najlepiej z polem golfowym, figurkami golfistów i prawdziwymi dołkami. Dorzuć mi jednak też ten kombajn. Już czuję, że grając z wnukiem, moje zbiory będą zbyt obfite.

Pozdrawiam z Lanzarote, i tutaj żniwa bardzo udane. Punkty wysyłam frachtem do Polski. Tu już się nie mieszczą.

 

 

You may also like

Comments are closed.