Do Jugosławii pierwszy raz pojechałem z rodzicami na camping pod koniec lat sześćdziesiątych. Po pierwszym wyjeździe nastąpił drugi, a potem kolejne przez ładnych kilkanaście lat. Czas mijał i jak dorobiłem się własnej rodziny, to oczywiście zaczęliśmy jeździć na wakacje z dziećmi wpierw pod namiot, potem z polską przyczepą campingową N126, a potem z ogromniastą, z dwoma pokojami w środku, niemiecką Hobby, oczywiście do… Jugosławii
Potem wybuchła wojna na Bałkanach i było kilka lat przerwy. Wróciliśmy tam znowu w 1994, ale tym razem już do Chorwacji. Wojna jeszcze trwała więc wychodząc wczesnym rankiem przed przyczepę ustawioną nad samą wodą na wyspie Mali Lośinj wyraźnie w oddali słyszeliśmy huk armat. Kilka kolejnych wakacyjnych wyjazdów na Pag, do Šimuni, a potem parę lat przerwy. Przyczepa trafiła na działkę, służąc jako domek gościnny, a my przesiedliśmy się na pierwszy jacht, potem na drugi i trzeci, pływając po Adriatyku wzdłuż i wszerz.
Na jacht wpierw cumujący na stałe w marinie Skradin, a potem przez długie lata w marinie Frapa lataliśmy już samolotem, ale wszystkie pierwsze wyjazdy odbywały się samochodem, nieodmiennie przez Czechy (dawniej Czechosłowację), Austrię i obecną Słowenię.
Dużo wody upłynęło w Wiśle (jak powiadają starzy górale) i przyszedł czas na golfa.
Ostatnio jednak złośliwy mikrob wyhodowany, albo ulepszony i zminiaturyzowany przez Chińczyków opanował świat i na dość długi okres znacząco uniemożliwił podróże i eksplorację nowych pól golfowych. Zaraza powoli jednak poddawała się niczym Ruscy w Ukrainie i można było zacząć planować podróże golfowe w 2022 roku. Zaliczyłem więc Dubaj ciężko pracując na targach, a potem grając m.in. na dwóch polach otwartych w ciągu ostatnich paru lat – Dubai Hills i Trump International; zabrałem swoją lepszą połówkę na święto zakochanych do Lizbony i na okoliczne pola; a potem pojechaliśmy grać w golfa do Paryża, dopingując przy okazji Igę Świątek na Roland Garros. Wreszcie nadszedł długi weekend czerwcowy i wtedy wymyśliłem Słowenię.
Dawna Jugosławia, czyli obecnie Słowenia, Chorwacja, Serbia, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, Kosowo i Macedonia Północna, to jedna wielka biała plama na mojej osobistej mapie golfowej. Golf nie jest zresztą tam specjalnie popularny, a ilość pól golfowych nie powala na kolana. Słowenia jest tu jednak absolutnym liderem pomimo tego, że i Serbia i Chorwacja to dużo większe kraje.
Przodkowie dzisiejszych Słoweńców przybyli na te ziemie w VII w., a 100 lat później utworzyli swoje księstwo zwane Karantią. Wkrótce jednak ich ziemie zostały wchłonięte przez Franków, a w XIV w. przez Habsburgów i wcielone do Cesarstwa Austro-Węgier. Po jego upadku w 1918 r. Słoweńcy wraz z innymi narodami południowosłowiańskimi uformowali Królestwo SHS, przemianowane w 1929 na Królestwo Jugosławii, a po II Wojnie Światowej na Jugosławię. 25 czerwca 1991 Słowenia (i tego samego dnia Chorwacja) odłączyły się od Jugosławii ogłaszając niepodległość. Rok później państwo zostało przyjęte do ONZ, a w 2004 do NATO i zaraz potem wraz z Polską i ośmioma innymi krajami do Unii Europejskiej, a 3 lata później weszło już do strefy euro., czego nam, czyli Polsce do tej pory się nie udało L
Słowenia to niewielki kraj o powierzchni ledwo przekraczającej 20 tys. km2, zamieszkały przez niewiele ponad 2 mln ludności. Graniczy z Włochami, Austrią, Węgrami i Chorwacją. Ma 46 km linii brzegowej nad Adriatykiem. Stolicą Słowenii jest Ljubljana zamieszkała przez niecałe 300 tys. mieszkańców.
Spokojny, bogaty kraj, najbogatszy ze wszystkich, które w 2004 roku wstąpiły do Unii.
Powierzchnia w większości górzysta, ponad 90% terytorium leży na wysokości większej niż 300 m n.p.m., a najwyższa góra Triglav ma ponad 2800 m. Słowenia organizuje zawody w alpejskim pucharze świata, słynie również ze skoczni Letalnica w dolinie Planica, gdzie tradycyjnie odbywają się zawody kończące cykl zawodów pucharu świata w skokach narciarskich i gdzie triumfowali Małysz i Stoch.
Parę razy różni koledzy pytali mnie czy grałem już kiedyś na polu Royal Bled, twierdząc, że to jedno z ładniejszych pól golfowych i choć jak pisałem wcześniej w Słowenii byłem, albo raczej należałoby powiedzieć, przejeżdżałem przez nią pewnie kilkaset razy, to w golfa tam nie grałem więc i tego pola też nie widziałem.
Długi weekend czerwcowy zbliżał się wielkimi krokami i pomyślałem sobie, że teraz jest właśnie odpowiedni moment żeby polecieć, pograć w golfa w Słowenii.
Zajrzałem na różne portale golfowe i znalazłem 1 resort z 18 i 9 dołkami, 5 pól osiemnastodołkowych i 5 dziwięciodołkowych. Nie jest źle pomyślałem sobie i siadłem do komputera celem porobienia rezerwacji. Wymyśliłem sobie, że ponieważ pola są porozrzucane po cały kraju, to bazę założymy w Lubljanie. Już miałem rezerwować hotel, kiedy wpadła do mnie moja ukochana młodsza siostrzenica, która z mężem i trójką dzieci jeździ w różne dziwne i niekoniecznie mocno turystyczne miejsca i powiedziała – „No co ty? Żadna Ljubljana. Jedźcie nad jezioro Bled. To bardzo urokliwe miejsce, choć jak dla nas było tam za dużo ludzi, ale może teraz w czerwcu, nie będzie takich tłumów”.
Były, ale po kolei. Booking.com grzecznie wyświetlił mi informację, że w najlepszym hotelu nie ma już wolnych miejsc, a w kilku pozostałych zostały jedynie pojedyncze pokoje. Żona powiedziała, że ja się na tym nie znam i ona zrobi rezerwację. Nie zrobiła, a że do wyjazdu zostało już tylko parę dni, to złapałem ostatni wolny pokój w hotelu nr 2/3 i skoncentrowałem się na polach golfowych.
Dzień pierwszy.
Lot z Warszawy do Ljubljany jest bezpośredni, a czas lotu, to poniżej 2 godz. Wzięliśmy auto na lotnisku i ruszyliśmy w drogę w kierunku miasteczka i jeziora Bled – niecałe 40 km, z tego większa część drogi autostradą. Zameldowaliśmy się w hotelu Bled Rose i przeżyliśmy mały szok. Nie liczyliśmy na pokój z widokiem na jezioro, bo to już wiedziałem na etapie rezerwacji, ale wielkość pokoju w tym jak by nie patrzeć 4* hotelu nas poraziła, nie na plus bynajmniej. Nie to było jednak największym problemem. Okazało się, że trwa remont elewacji. Przed naszym oknem stały rusztowania, po których co i raz przechodzili jacyś robotnicy, a na balkon nie można było wyjść. No dobra, uśmiechnęliśmy się do siebie, przecież nie przyjechaliśmy tu spędzać czas w pokoju hotelowym, tylko grać w golfa. Trudno i kolejna nauczka życiowa, żeby robić rezerwacje na 2-3 tygodnie przed wyjazdem, a nie na 2-3 dni. Zeszliśmy na taras z widokiem na jezioro, zamówiliśmy gin & tonic i zaczęliśmy cieszyć się pięknym widokiem. A było czym napawać wzrok. Malownicze jezioro otoczone wysokimi górami. Po prawej stronie zamek na skale, a na wprost skrząca się tafla jeziora, z parkiem i alejkami dookoła i hotelami z knajpkami i barami. Ładnie.
Dzień drugi.
Krótkie, ale smaczne śniadanko, w auto i mniej jak 5 km drogi do Royal Bled Resort.
W kompleksie dwa pola – osiemnastka King’s Course i dziewiątka Lake’s Course.
Royal Bled Resort, King’s Course – projekt Donald Harradine, Swan Golf Designs, otwarte w 1937 r., renowacja i redesign w 2017 r., green fee 180 €. 90,6 pkt.
Przepiękne pole otoczone dość wysokimi górami porośniętymi gęstym lasem, ale z nagimi szczytami. Samo pole nieznacznie pofałdowane z paroma przewyższeniami. Fairwaye z trawą w pasy, jak na boiskach w najlepszych klubach piłkarskich. Po bokach raz gęstsze, raz rzadsze drzewa. Tee boxy równe jak stół. Zadbane bunkry. Kilka malowniczych stawów i jeden czy dwa strumyki przecinające fairwaye. Jakość bez zarzutu. Zero zabudowań wokół, ładne widoki. Czysta przyjemność z gry. Podobały mi się dołki 6,8 i 9 na front nine oraz 14 i 15 na back nie, wszystkie par 4. Ładny i elegancki dom klubowy z dobrym pro shopem i smacznym jedzeniem. Bardzo polecam.
Po lunchu, niestety, zachmurzyło się, a za chwilę zaczął padać drobny deszczyk więc nasze plany zagrania dziewiątki – Lake’s Course wzięły w łeb.
Powrót do hotelu, żona z książką w łóżku, a ja na samotny spacer po miasteczku i nad jeziorem.
Dzień trzeci.
50 km na południowy wschód od Bled.
Arboretum Golf Course Ljubljana – projekt Marco Croze / Peter Škofic, otwarte w 1998, redesign w 2003, green fee 40 €. 75,2 pkt
Jedno z dwóch osiemnastodołkowych pól położonych blisko stolicy Słowenii, Ljubljany. Pole bardzo pofałdowane z wąskimi fairwayami obrośniętym gęstym lasem.
Raz w górę, raz w dół, sporo doglegów, ciasno. Woda w zasadzie tylko przed dziewiątym greenem, ale kilka strumyków lub szuwarów przecinających fairwaye lub broniących greeny utrudnia grę na i tak niełatwym polu. Zabudowań nie ma więc można cieszyć się ciszą, spokojem i własna grą. Jakość pola nienajgorsza. Na pierwszej dziewiątce podobał mi się dołek 5, par 5 i 7, par 4, si 1; na drugiej 16, par 4 i 18, par 5 z otwarciem pod dość wysokie zbocze, opadające stromo w prawą stronę fairwaya. Dom klubowy OK, z dość małym pro shopem, ale sporą restauracją z dużym tarasem. Polecam.
Po grze zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy 18 km na zachód, na drugie pole.
Cubo Golf – projekt Peter Škofic, otwarte w 2009 roku, green fee 30 €. 57,5 pkt.
Pierwsza dziewiątka na rozległej polanie, otoczonej gęstym lasem. Płaska, nieciekawa. Druga dziewiątka, za szosą, na pagórkowatym terenie z fairwayami obrośniętymi po bokach lasem, z paroma interesującymi dołkami. Podobał mi się 14, par 3 i 15, par 5. Jakość pola średnia, bunkry dość słabe, wody praktycznie nie ma. Niezbyt ciekawe pole. Duży driving range z akademią golfa. Bardzo dobry pro shop. Spory dom klubowy, trochę w góralskim stylu, z dużym tarasem i dużą restauracją ze smacznym jedzeniem. Pola jednak nie polecam.
Wróciliśmy do hotelu i po małym drinku poszliśmy na drugi brzeg jeziora do bardzo fajnej knajpki z kapitalnym jedzeniem
Dzień czwarty.
Tym razem do przejechania 130 km na południowy wschód.
Golf Grad Otocec – projekt Howard Swan with Peter Škofic, otwarte w 2006 roku, green fee 70 €. 73,5 pkt.
Już pierwszy dołek, par 4, grany z wyniesionego tee boxa i idący wpierw w dół, a potem stromo pod górę z widocznym greenem wypłaszczonym na wierzchołku wywołał uśmiech na naszych twarzach. Potem było jeszcze lepiej, ładniej, ciekawiej i czasem naprawdę trudno. Uwielbiam takie pola. W górę, w lewo, a potem w dół i w prawo albo odwrotnie. Sporo blind shotów, sporo doglegów. Po bokach las. Czasem trudne, wąskie otwarcia. Wokół zero zabudowań i wspaniałe widoki na porośnięte lasem wzgórza.
Jakość fairwayów mogłaby być lepsza, bunkry ok, wody poza jednym dołkiem praktycznie nie ma. Jest za to wyzwanie, przyjemność z gry i śliczne widoki. Trudno wskazać najładniejsze dołki, ale po długim namyśle na pierwszej dziewiątce wyróżniłbym 3, par 5, 4 i 6 (si 1), oba par 4 oraz 8 też par 4; na drugiej 14 i 16, oba par 4. Domek klubowy mikroskopijny, a pro shop jeszcze mniejszy, ale bardzo fajna niewielka knajpka z tarasem, a jedzenie przyzwoite, Bardzo polecam.
Wróciliśmy przeszczęśliwi do hotelu i poszliśmy do restauracji Old Cellar Bled, gdzie poprzedniego wieczoru nas nie wpuszczono, bo nie mieliśmy rezerwacji, a w środku było full. Słoweńska i międzynarodowa kuchnia, dobre lokalne wina i przemiła obsługa.
Nocleg w hotelu i rano na lotnisko, do domu.
Było fajnie. Ładny kraj, Bled urocze miasteczko, mili ludzie, cztery pola golfowe, z tego dwa naprawdę godne polecenia.
Jedźcie do Słowenii pograć w golfa, będzie wam się podobało.
Pozdrawiam
Pasyn
Instagram: Traveling4golf
Facebook: Wojciech Pasynkiewicz
Facebook: Fanpage – Pasyn travelling4golf
E-mail: w.pasynkiewicz@upcpoczta.pl